Na przestrzeni ostatnich trzech lat pięściarz z Gilowic stoczył 4 pojedynki, ale tylko jeden – z Przemysławem Saletą – zakończył się jego zwycięstwem. Zbyt mocni dla „Górala” okazali się Wiaczesław Głazkow, Artur Szpilka, a początkiem kwietnia tego roku w Krakowie również Eric Molina. To właśnie ta ostatnia walka miała pierwotnie charakter o „być albo nie być” na zawodowych ringach. Dziś Tomasz Adamek mówi w wywiadzie dla ringpolska.pl: – Chcę, żeby kibice zapamiętali mnie takim, jakim byłem wcześniej, a nie z tej ostatniej walki, kiedy świństwo zrobił mi mój rodak sędzia.

Czy zatem istotnie come-back gilowiczanina jest bliski? – Wprawdzie żona jest przeciwna i mówi „przestań, zostaw to”, to ja chciałbym się pożegnać z kibicami w dobrym stylu, wyjść z ringu zwycięsko, żeby zapamiętano mnie jako wojownika. Chcę wrócić, wygrać i zakończyć karierę, ale zobaczymy, jak będzie – klaruje Adamek, który zamierza stoczyć pojedynek z mocnym rywalem o uznanej renomie. – Jeśli walczyć i wygrywać, to tylko z pięściarzami z czołówki. Co mi da wygrana z przeciętnym bokserem? Nic – wymownie stwierdza „Góral”, zapowiadając zarazem, że tuż po „czterdziestce” przypadającej na 1 grudnia wchodzi w treningowy reżim.

Przypomnijmy, że zawodowa kariera Adamka to 55 walk, z których 50 rozstrzygnął na swoją korzyść, 30 kończąc przed czasem.