SportoweBeskidy.pl: Ostatnie dni zapewne były dla Pana pracowite w klubie… 

Bogdan Kłys: Tak, zdecydowanie tak. Była presja nałożona przez nas samych, aby znaleźć dobrego trenera. Bezpośrednio byliśmy zaangażowani w rozmowy z wybranymi kandydatami. Mówiąc "my" mam na myśli moją osobę, dyrektora sportowego, oraz dział sportowy. Chcieliśmy poznać wizję prowadzenia drużyny każdego z kandydatów. 

 

SportoweBeskidy.pl: A co siedziało w głowie prezesa Podbeskidzia po porażce z Lechią Zielona Góra? 

B.K.: Porażka z Lechią Zielona Góra uświadomiła mi, że decyzja o poszukiwaniu nowego trenera, która zapadła parę dni wcześniej, była słuszna. Było to ciekawe przeżycie, niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. 


SportoweBeskidy.pl: Nowym trenerem Podbeskidzia został Dariusz Żuraw. Co przesądziło o wyborze tego szkoleniowca? 

B.K.: Bezpośrednie rozmowy z poszczególnymi kandydatami. Dariusz Żuraw przedstawił najlepszą - według nas - wizję klubu. To raz, a dwa fakt, że sam trener chciał poprowadzić Podbeskidzie miało duże znaczenie. Dariusz Żuraw prowadził kluby z ekstraklasy i jest świadomy swojej wartości. Na pewno mógłby czekać na propozycje z najwyższego szczebla, ale wolał wybrać nieco inną drogę, która jest bardziej "kręta". Wolał zrobić krok w tył, aby zrobić dwa do przodu. Mi taka postawa się bardzo podoba. 

 

SportoweBeskidy.pl: Nie jest tajemnicą, że były prowadzone zaawansowane rozmowy z Dariuszem Banasikiem. Dlaczego ta opcja nie doszła do skutku?

B.K.: Dlatego, że trener Banasik miał ważny kontrakt z Radomiakiem i zdecydował się na nie podejmowania wyzwania w Podbeskidziu. Tylko to zadecydowało, że rozmowy zakończyły się fiaskiem. Trener Banasik uznał, że to jeszcze nie czas na prowadzenie Podbeskidzia. 

 


SportoweBeskidy.pl: Jakie zadania są postawione przed nowym trenerem? 

B.K.: Zawsze staramy się stawiać sobie najwyższe cele. Uważam, że mamy potencjał w drużynie, aby włączyć się do walki o ekstraklasę i to chcemy osiągnąć. Kolejną ważną rzeczą jest poprawa gry Podbeskidzia. Chcemy, aby nasza gra przyjemnie wyglądała dla oka kibica, a zawodnicy robili progres. Niestety, to w przeszłości nie było normą. Przykład Ezequiela Bonifacio, kiedy przychodził do Podbeskidzia wszyscy zastanawiali się, kiedy odejście z klubu za duże pieniądze, bo takie miał "papiery" na granie, a w ostatnim czasie zanotował regres. A takich przykładów jest więcej. Zadaniem nowego trenera jest to, aby zawodnicy jak najlepiej się rozwijali i wykorzystywali swój potencjał. 

 

SportoweBeskidy.pl: Gdyby mógł prezes cofnąć czas, to ponownie prowadzenie zespołu Podbeskidzia w sezonie 2022/2023 powierzyłby Pan Mirosławowi Smyle? 

B.K.: To była trudna sytuacja. Nie jesteśmy klubem, który ma nieograniczony budżet. Ponadto to nie była decyzja składająca się z jednego czynnika. Na tamten czas jednak nie było kandydata, który chciałby poprowadzić Podbeskidzie i swoim nazwiskiem gwarantowałby, że pociągnie zespół w dobrą stronę. Dziś mamy inną sytuację. 

 

SportoweBeskidy.pl: Wiele osób zarzuca, że w zespole Podbeskidzia jest za dużo obcokrajowców. Jak prezes odnosi się do takich zarzutów?

B.K.: Każdy może powiedzieć co chce w dzisiejszych czasach poprzez social media. Wszystko zależy od wyniku końcowego. Gdy będą dobre rezultaty, nikt nie będzie wyciągał takich zarzutów. Jeśli ich nie będzie, to wtedy będzie to argument. Grać wychowankami i stawiać na ludzi z regionu - to jest zawsze recepta na "uzdrowienie" Podbeskidzia. W minionym sezonie mieliśmy 6 zawodników o takim statusie i czy to lepiej wyglądało? Na końcu jednak najważniejsze jest, jaką dany piłkarz prezentuje formę i jakość. 


SportoweBeskidy.pl: Twitterowy profil “To My Górale” zacytował słowa szefa rady nadzorczej Podbeskidzia: - Nie ma już żadnego marginesu błędu. "Jeśli w tym sezonie nie będzie baraży, to ten projekt zostanie zakończony, a klub czeka trzęsienie. Po sezonie wygasają kontrakty sporej grupy piłkarzy, dyrektora sportowego, ale również prezesa". Jak pracuje się Panu pod presją? 

B.K.: Zawsze pracuje się pod presją. Sam sobie ją nakładam, bo człowiek bije się w pierś czy coś może dać jeszcze klubowi. Szczególnie jak nie ma progresu. Bycie prezesem, dla samej prezesury, mnie nie interesuje. Chce dawać coś od siebie dla klubu. W ciągu tych 4 lat przeżyłem sporo. Był awans do ekstraklasy, był bolesny spadek. Nie zakładaliśmy, że awansujemy w pierwszym sezonie po spadku, ale w drugim już tak, dlatego zgadzam się ze słowami szefa rady nadzorczej. 

 

SportoweBeskidy.pl: I prezes w dalszym ciągu uważa, że może coś jeszcze dać od siebie? 

B.K.: Tak, przychodząc do klubu, wchodząc w świat piłki nożnej, nie wiedziałem o nim za wiele. Dziś moje doświadczenie jest 3 razy większe. Mamy pomysł, aby wrócić do ekstraklasy. Jesteśmy klubem dobrze postrzeganym przez władze PZPN-u. Zasiadam w komisji rewizyjnej 1. ligi i mam bezpośredni kontakt z członkami PZPN-u. Dzięki temu możemy w Bielsku-Białej organizować imprezy międzynarodowe. Najnowszy przykład, 27 września br. odbędzie się w Bielsku-Białej mecz Ukraina - Słowacja U-21 i jego organizacja została powierzona Podbeskidziu. 

 

SportoweBeskidy.pl: Na koniec prezes chce dodać coś od siebie?
B.K.:
Każdy z nas pracuje na to, a szczególnie ja, aby klub szedł w dobrą stronę. Proszę kibiców o zaufanie do trenera Żurawia. Wiele rozmów z nim utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest to dobry trener dla Podbeskidzia.