W tym roku "rekordziści" nie odczarują już swojego stadionu. W 9. II-ligowych meczach przed własną publicznością Rekord ani razu nie zdołał cieszyć się wygranej. W znacznej większości tych spotkań brakowało niewiele, aby zapunktować za trzy. Czasami był to utrata koncentracji w kluczowym momencie, innym razem brak skuteczności. Co nie zagrało w meczu z Chojniczanką?

 

Można rzec, że wszystkiego po "trochu". Na pewno to nie był zły mecz w wykonaniu biało-zielonych. Na początku meczu dwie dobre próby odnotował Mateusz Klichowicz, lecz za każdym razem dobrze interweniował bramkarz przyjezdnych. W 16. minucie goście mieli swoją okazję, jednak Dariusz Kamiński w dość klarownej sytuacji pomylił się. To wydarzenie jednak zmobilizowało zawodników z Chojnic do intensywniejszych wysiłków w ofensywie. W 35. minucie doprowadziło to Chojniczankę do objęcia prowadzenia. Były zawodnik Rekordu. Marcin Kozina dopadł do wybitej piłki i pięknym strzałem ulokował ją w siatce. 

 

Stan 1:0 utrzymał się do końca spotkania. Dużo "szumu" stworzyło wydarzenie z 67. minuty, kiedy to gospodarze doprowadzili do remisu. Sędzia jednak gola nie uznał, dyktując faul Daniela Świderskiego w ofensywie. Z decyzją tą nie zgadzali się "rekordziści". Piłkarze Rekordu nie zdołali znaleźć poza tym remedium na złamanie szczelnie chronionego bloku defensywnego Chojniczanki. W jednej sytuacji gości przed startą bramki uchronił słupek - podobnie jak bielszczan wcześniej, w 70. minucie po uderzeniu Jakuba Branieckiego.