Cały pucharowy urok
Już na starcie pucharowych rozgrywek w sezonie 2024/2025 doszło do arcyciekawej konfrontacji Czarnych Jaworze z GLKS Nacomi Wilkowice.
Jak ważne jest posiadanie w swoich szeregach snajpera z prawdziwego zdarzenia, przekonali się dziś w Jaworzu faworyzowani goście. Bez Dominika Kępysa, Jakuba Caputy i Mateusza Fiedora nie mieli dostatecznej siły rażenia w ofensywie. Owszem – sytuacji bramkowych ekipa z Wilkowic doczekała się kilku znakomitych, ale futbolówka do siatki za nic wpaść nie chciała. W pierwszej połowie Maciej Marzec z 2. metrów trafił w obrońcę, spudłował też główkujący Bartłomiej Feruga. Po pauzie defensorzy Czarnych z bramkarzem do spółki zastopowali ofiarnie próby Marca, zaś brak zdecydowania przesądził o tym, że w piłki w siatce nie zdołał ulokować mimo bliskiej odległości od celu Dominik Śleziak.
Wyjątkiem była 39. minuta, ale przyznać trzeba, że bramka autorstwa Filipa Gąsiorka przede wszystkim obciąża konto golkipera jaworzan Olega Abrama, który źle obliczył lot piłki po z pozoru niegroźnym zagraniu piłkarza GLKS Nacomi. – Nasz brak skuteczności był kluczowy dla losów dzisiejszego meczu – nie ukrywa Krzysztof Bąk, szkoleniowiec ekipy z Wilkowic.
Gospodarze 2 razy cieszyli się z bramowych łupów. W 8. minucie przytomnym zgraniem wykazał się Krystian Zelek, o piłkę powalczył do końca Dariusz Sierota, a na 10. metrze mimo asysty obrońcy pod poprzeczkę huknął nie do obrony Artur Sawicki. Kiedy wszystko wskazywało na konieczność rozstrzygnięcia pucharowej potyczki w rzutach karnych, w 90. minucie Adrian Malchar podał do Sieroty, który po profesorsku akcję sfinalizował ku uciesze miejscowych. Na jaworzanach nie zemścił się fakt, że nieco wcześniej główka Malchara ostemplowała słupek „świątyni” GLKS Nacomi.
– Z racji wyższej ligi to rywal był faworytem, ale my bardzo chcieliśmy wygrać. Było to widać na boisku – mówi zadowolony z postawy swoich podopiecznych trener Czarnych Tomasz Wuwer. To reprezentant „okręgówki” awansował do kolejnej z pucharowych rund, czemu w doliczonym czasie próbował jeszcze zapobiec... golkiper przyjezdnych. Jego uderzenie po wizycie w „16” przy kornerze zastopował na linii Maciej Dziasek.