- Pokazaliśmy charakter tym meczem, za co należą się słowa uznania chłopakom. Grając w "10" potrafiliśmy przeważać nad rywalem i zdobyć bramkę na wagę zwycięstwa - mówi szkoleniowiec Podhalanki, Adrian Kopacz. 

 

W premierowej odsłonie optyczną przewagę mieli gospodarze, jednak Wisła to zawsze jest drużyna groźna, która potrafi wykorzystać moment nieuwagi rywala i pokusić się o trafienie. Jeśli chodzi o próby zawodników ze Strumienia, groźnie z rzutu wolnego uderzał Przemysław Kiełkowski. Bliski szczęścia był Dawid Gizler. Najbardziej klarowną szansę w tej części meczu miała jednak Podhalanka. W 40. minucie Grzegorz Zawada wyszedł do sytuacji sam na sam z bramkarzem ze Strumienia, jednak górą był ten drugi. 

 

Po bezbramkowej pierwszej połowie kibice liczyli na to, że coś się "zadzieje" po zmianie stron. Wyróżniającym zawodnikiem się na boisku był Filip Balcarek, który uprzykrzał życie defensorom Wisły, jak np. w 70. minucie. Wydawało się, że sytuacja Podhalanki skomplikuje się po 77. minucie. Wówczas to boisko opuścił Sebastian Kuras, wskutek dwóch żółtych kartek. Paradoksalnie jednak, to ekipa z Milówki zaczęła lepiej wyglądać motorycznie, a Wisła zaczęła opadać z sił. W doliczonym czasie gry nagrodą dla Podhalanki za ten stan rzeczy był gol na wagę zwycięstwa. Wspomniany F. Balcarek sfinalizował składną kontrę swej drużyny, precyzyjnym uderzeniem lewą nogą. 

 

- Wiedzieliśmy z kim gramy. Podhalanka to jedna z czołowych sił tej ligi. Oddaliśmy inicjatywę w pierwszej połowie, ale mimo to mieliśmy swoje okazje. Niestety, Podhalanka w końcówce wyglądała lepiej od nas motorycznie i to zdecydowało o ich zwycięstwie - dodaje Krzysztof Dybczyński, trener Wisły.