Szefowie polskiej piłki ze Zbigniewem Bońkiem na czele rozważali 3 warianty zakończenia sezonu, którego przez wzgląd na pandemię koronawirusa prawdopodobnie nie uda się dograć. Pierwszy z nich zakłada, że przyjęte zostaną obecne tabele i awans do wyższej ligi uzyskają kluby z miejsc gwarantujących promocję. Jednocześnie nikt nie spadłby do ligi niżej. 
 
Druga opcja to podtrzymanie awansów i spadków na podstawie ostatniej rozegranej kolejki, co pozwoliłoby zachować płynność rozgrywek między poszczególnymi szczeblami. Ostatni wariant zakłada natomiast całkowite anulowanie sezonu i przejście składu lig na kolejny sezon. Taki scenariusz jest jednak najmniej prawdopodobny.

- Nie tyle sprawiedliwą, co najmniej krzywdzącą opcją wydaje się pomysł z zakończeniem sezonu, zrezygnowaniem ze spadków oraz promocją zespołów będących dotąd na miejscach dających awans. Nie jest to idealne rozwiązanie, bo są w kraju zespoły, które jesienią niemal wszystkie mecze grały na wyjeździe i liczyły, że wiosną zdobędą więcej punktów przed własną publicznością. Zdarzają się też przypadki, w których o awansie może zdecydować bilans bramkowy, co przy braku rozegrania dwóch bezpośrednich spotkań również jest krzywdzące - ocenia specjalnie dla naszego portalu Norbert Bandurski, dziennikarz Przeglądu Sportowego.

- Nie widzę jednak lepszego rozwiązania od tej opcji. W wielu klubach (prawdopodobnie w większości) panuje podobne przekonanie, więc najprawdopodobniej PZPN i wojewódzkie związki również poprą ten pomysł. Ciekaw jestem jednak, jak to wpłynie na kształt lig w rundzie jesiennej. Niektóre grupy mogą okazać się przepełnione. W IV lidze zachodniopomorskiej gra obecnie 18 zespołów. Jeden z nich awansuje, żaden nie spadnie, a z okręgówek promocje wywalczą 4 ekipy. Liga liczyłaby więc 21 zespołów. To bardzo dużo, być może zbyt dużo. A to nie jest jedyna liga, która miałaby podobny problem. Władze wojewódzkich ZPN musiałyby więc znaleźć rozwiązanie także tej kwestii - zauważa. 
 
Podczas dzisiejszej konferencji ostateczne rozstrzygnięcia nie zapadły. Większość prezesów przekonywała bowiem, że warto jeszcze poczekać na rozwój sytuacji w nadziei, że rozgrywki uda się dograć. Nasz rozmówca jest innego zdania. - Jeszcze 2 tygodnie temu wierzyłem w dokończenie sezonu, ale teraz coraz mocniej w to wątpię. O ile w najniższych ligach można byłoby czekać na rozwój sytuacji i rozpocząć rundę nawet w czerwcu, o tyle piłkarski ekosystem jest tak ze sobą powiązany, że to niemożliwe, bo w wyższych ligach decyzje dotyczących spadków i awansów muszą zapaść szybciej. Do tego dochodzi problem z pieniędzmi od samorządów, które zwykle przyznawane są na konkretny okres. Zbytnie wydłużenie sezonu nastręczałoby więc trudności biurokratycznych wielu klubom - podkreśla Bandurski.