Rozważania przedmeczowe, z przedwczesnym przyznawaniem punktów włącznie, często bywają zgubne. Tym razem jednak błyskawicznie potwierdzony został fakt różnych aspiracji i potencjałów zespołów, które zmierzyły się przy Startowej. Pierwsza ofensywna akcja faworytek z Łęcznej przyniosła im prowadzenie. Przed Klaudią Ciupą stanęła Oliwia Rapacka i owej idealnej sposobności na „napoczęcie” podopiecznych Mateusza Żebrowskiego nie zmarnowała. „Rekordzistki” z przewagi przyjezdnych otrząsnęły się o tyle, że kolejnego gola – o tego postarała się Macleans Chinonyerem – straciły „dopiero” w 23. minucie. Do nich zarazem należał ostatni ważny akcent premierowej części. Uderzenie Katarzyny Moskały zastopowane zostało ręką, a że działo się to w obrębie „16” to arbiter zaordynował rzut karny. Wiktoria Nowak zamieniła go na gola, który ostatecznie na losy potyczki nie wpłynął w sposób znaczący.
 



Już krótko po zmianie stron piłkarki Górnika powróciły do bezpiecznej różnicy bramek. Nowak przewiniła w polu karnym wobec Rapackiej i dokładnie w 50. minucie Marcjanna Zawadzka dała sygnał, że sensacja w Cygańskim Lesie nie nastąpi. Tym bardziej, że wkrótce jak na dłoni widać było upust sił i entuzjazmu po stronie pogodzonych z losem bielszczanek. Konsekwencją niejako gry poniżej „maksa” były trafienia Mileny Kazanowskiej, która idealnie spożytkowała stałe fragmenty swojej drużyny – korner w 73. i rzut wolny w 87. minucie.

Skalp ekipy z Łęcznej w Bielsku-Białej zachował jej szanse, by sezon zakończyć na samym szczycie tabeli. A biało-zielonym widmo degradacji do I ligi po rocznym pobycie w elicie już bezpowrotnie zajrzało w oczy.