Zdominowali pierwszą połowę piłkarze Spójni, którzy wypracowali sobie pokaźną liczbę sytuacji strzeleckich. Rzecz w tym jednak, że skuteczność podopiecznych Krystiana Odrobińskiego wołała tego dnia o pomstę do nieba. Jedno trafienie Bartosza Rutkowskiego nie było satysfakcjonującym pocieszeniem, wszak nie wystarczyło ono, aby zainkasować pełną zdobycz punktową w derbowej rywalizacji. 
 
W 32. minucie Rutkowski otrzymał przytomne podanie za obrońców i w sytuacji sam na sam z Romanem Nalepą nie pomylił się. Rutkowski w pierwszej połowie mógł jeszcze po dwakroć wpisać się na listę strzelców. Wpierw z... przewrotki trafił w słupek, następnie szczęścia zabrakło mu po strzale z woleja. - To były naprawdę cuda co się działo. Mieliśmy tyle sytuacji, że ciężko zliczyć - grzmiał po meczu Odrobiński, którego zawodnicy w drugiej połowie stracili bramkę. W 65. minucie Krzysztof Surawski celnie dorzucił na głowę Mateusza Wrany, który wiedział, co w tej sytuacji uczynić należało. - To była kara za niewykorzystane sytuacje. Powinniśmy ten mecz zakończyć w pierwszej połowie. Po przerwie Beskid był nastawiony na twardą, ambitną grę i zrobiło się wyrównanie - podsumował trener Spójni. 
 
Tym samym piłkarze ze Skoczowa zdobyli swój drugi punkt w tym sezonie. Może to przełomowe "oczko" dla podopiecznych Jarosława Kupisa przed walką o utrzymanie?