
Schody lidera
Raz już tej wiosny drużyny z Puńcowa i Łękawicy się mierzyły. Wówczas faworyt pewnie zwyciężył, teraz taki scenariusz wydawał się w meczu zaległym najbardziej prawdopodobny.
Nadzwyczajne okoliczności zmiany trenera w szeregach ekipy z Puńcowa – w meczowym protokole widniał oficjalnie Adam Olszar, ale pieczę nad zespołem sprawował pomagający w trybie awaryjnym Wojciech Gumola – nie pozostały bez wpływu na postawę gości, którzy dzielnie stawili czoła V-ligowemu liderowi. – Nowy impuls był chłopakom potrzebny. Widać było na boisku duże zaangażowanie, które dało pozytywny efekt – mówi nam Michał Pszczółka, któremu włodarze Tempa oficjalnie podziękowali za pełnienie obowiązków grającego trenera.
Ciekawie mecz przebiegał od jego otwarcia. Z premierowego fragmentu spotkania do wspomnienia nieuznany gol Seweryna Caputy z 10. minuty po podaniu Damiana Chmiela oraz strzał Rafała Pezdy w słupek po szybkim rozegraniu przez przyjezdnych stałego fragmentu. Na gola czekać trzeba było do 43. minuty. O dziwo strzelił go zespół w tabeli ligowej niżej klasyfikowany. Po prostopadłym podaniu piłkę przejął Adam Kaleta, dograł do Jakuba Legierskiego, który w pojedynku z Krzysztofem Biegunem okazał się lepszy. Niewątpliwie wynik na półmetku był niespodziewany, niewątpliwie też pewne było, że po pauzie zawodnicy Orła będą robili wszystko, aby nie ponieść premierowej w sezonie porażki.
– Zaczęliśmy mecz słabiej, niż zwykle. Może w podświadomości tkwiło gdzieś, że gramy z rywalem z dolnych rejonów tabeli. U przeciwnika ta motywacja była bardziej widoczna w boiskowych poczynaniach – opowiada Krzysztof Wądrzyk, trener drużyny z Łękawicy, która zdołała po zmianie stron podnieść poziom swojej gry i determinacji w nią wkładaną.
Goli w rewanżowych 45. minutach gospodarze doczekali się dwóch – oba to konsekwencje rzutów karnych, które Caputa finalizował w 57. i 85. minucie. O ile w drugim przypadku wątpliwości nie było, bo po zagraniu Chmiela futbolówka trafiła w rękę Kacpra Nowaka, tak trafienie wcześniejsze wzbudziło dyskusje. Zanim Wojciech Maciejowski powalił na murawę Chmiela, ten przekroczył przepisy wobec Macieja Ruckiego, co uwadze arbitra umknęło. Miejscowi do pracy sędziego zastrzeżeń mieli więcej, m.in. wskazując na nieprzepisowe zatrzymanie wychodzącego na pozycję sam na sam Kamila Gazurka czy faul wobec Kamila Małolepszego przy bramce przywracającej gościom przewagę. Inna sprawa, że sami zaprzepaścili w drugiej odsłonie kilka świetnych szans. Bliscy spuentowania stałych fragmentów byli Caputa i Robert Mrózek, uderzenie Chmiela sparował golkiper Tempa, a w doliczonym czasie Grzegorz Rzeszótko z okolic 10. metra chybił ponad celem.
Dodajmy, że remis w zaległym spotkaniu – stanowiący rozstrzygnięcie zaskakujące – stał się faktem, gdyż bramki dla Orła przedzieliła ta wtórnie dająca przewagę puńcowianom. W 70. minucie Tomasz Szyper otrzymał podanie od Szymona Gabrysia, by uderzeniem z pomocą rykoszetu pokonać golkipera.