Zanim jednak ekipa z Ustronia zadała rywalowi ciosy, dopisało jej szczęście. Gospodarze tuż po gwizdku sędziego wypracowali sobie znakomite szanse, a po jednej z nich Michała Skocza uratował słupek. W 5. minucie wymarzony plan z perspektywy Kuźni ziścił się. Z rzutu wolnego dośrodkował Donavan Ferreira, piłka trafiła na 8. metr do Jakuba Fiedora, który pokonał golkipera ROW-u. Ustronianie złapali wówczas odpowiedni rytm gry. Bliski podwyższenia wyniku był niebawem Donavan, ale lob po podaniu Michała Pietraczyka poszybował zarówno nad bramkarzem, jak i jego „świątynią”. Ale w 32. minucie nic już rybniczan przed stratą bramki nie uchroniło. Najlepszy na murawie w szeregach Kuźni Fiedor wycofał do Maksyma Hladczenki, który rezultat na rzecz przyjezdnych podreperował.
 


I jeśli chodzi o to, co dobre dla ustrońskiego IV-ligowca to byłoby... na tyle. – Jak mawiał obecny selekcjoner Czesław Michniewicz, 2:0 to najgorszy wynik, przy którym trzeba zachować maksymalną koncentrację – obrazuje Ryszard Kłusek, szkoleniowiec Kuźni, która w okamgnieniu, bo kilkanaście sekund po golu właśnie na 2:0 otrzymała ripostę ze strony rywala autorstwa Marka Krotofila. Piłkarze ROW-u ewidentnie uwierzyli w możliwości zainicjowania pościgu.

Tuż po pauzie gościom znów zabrakło skupienia w defensywie, co w 47. minucie bezwzględnie wykorzystał strzelający z okolic pola karnego między nogami golkipera Kuźni Maciej Kolasa. Ciąg dalszy nieszczęść to minuta 58. i rzut karny dla zespołu z Rybnika z finalizacją Jana Janika. Poniekąd zemściło się wówczas to, że sytuacji sam na sam nie wykorzystał Joao Pedro. Kiedy w 73. minucie Mateusz Cywka znalazł drogę do siatki i zrobiło się 4:2 dla miejscowych, o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej dla Kuźni mowy być nie mogło. Na finiszu wtórnie futbolówka wylądowała w bramce, co dopełniło słabą drugą połowę w wydaniu ustronian.