Kolarz z Pisarzowic startował w ubiegłym tygodniu w wyścigu Dookoła Chorwacji, ale 3. etap zakończył się dla niego wyjątkowo pechowo. Przemysław Niemiec musiał wycofać się z rywalizacji i wrócić do kraju. W wyniku upadku doznał złamania obojczyka. – Na razie ogólnie czuję się źle. Niesamowicie bolą mnie plecy, jakby mnie ktoś pobił kijem baseballowym. Żona musi mi pomagać we wstawaniu z łóżka i kładzeniu się do niego. Na nogę mam już założone usztywnienie, na obojczyk szelki. Wiem już, że mam pękniętą rzepkę. Jadę skonsultować obojczyk i dowiedzieć się, czy kolano będzie do operacji, czy nie. Na razie powiedziano mi, że czas regeneracji kolana jest taki sam, jak obojczyka. Nie wygląda to wszystko najlepiej, jak mi się uda wsiąść na rower w maju to będzie to sukces. Zazwyczaj regeneracja obojczyka trwa około 20 dni – wyjaśnia obszernie kolarz na swoim blogu.

Pisarzowiczanin przypomina, jak z jego perspektywy wyglądała kraksa. – Byłem na trzeciej pozycji, ciągnął Andrea Guardini z mojej drużyny, a między nami był kolarz z ekipy Trek Segafredo. Wpadliśmy na rondo, które było zrobione w kształcie kopca – asfalt od środka do krawężnika był pochyły, a my mieliśmy przejechać po nim prosto. Nawierzchnia była niesamowicie śliska, chociaż było sucho, i już motocykl z kamerą jadący przed nami ledwo dał sobie radę. Guardini sobie poradził, bo jest malutki, a ja pamiętam tylko tyle, że kolarz przede mną poleciał i pociągnął mnie za sobą. Siła upadku mnie odwróciła i uderzyłem plecami w krawężnik, gdyby nie to skończyłoby się pewnie tylko na szlifach – wyjaśnia i przyznaje, że start w majowym Giro d'Italia jest dla niego wykluczony.

Po kraksie Niemiec otrzymał wiadomość sms od włoskiego kolarza Michele Scarponiego. W weekend kolarski świat obiegła informacja o tragicznej śmierci Włocha, potrąconego przez samochód podczas treningu. – Jest mi tym bardziej przykro, że znam też jego żonę i dzieci, czteroletnie bliźniaki. Byliśmy bardzo zżyci. Nasz świat kolarski nie jest duży, znamy się wzajemnie, kontakty między nami zostają na lata. Jak Scarponi osiągał swoje największe sukcesy w Lampre, to ja miałem w nich swój udział. On dla mnie zawsze był i będzie wielkim kolarzem. Był bardzo wesołym i zabawnym człowiekiem, razem z nim na wyścigach zawsze pojawiała się dobra atmosfera. Kiedy jechał z nami na wyścigu, nigdy nie było cicho, nawet jak coś nie szło to żartował. Taka dusza towarzystwa – smuci się zawodnik z Piarzowic.