SportoweBeskidy.pl: Po niemal 6 latach pracy żegnasz się z Olzą Pogwizdów. Choć zmiany trenerów nie są czymś nadzwyczajnym, to dla nas mimo wszystko akurat to rozstanie jest sporym zaskoczeniem...
Dariusz Kłoda:
Przyznam, że i ja się tego nie spodziewałem. Zwłaszcza w sytuacji, gdy pojawiła się cała ta sytuacja związana z epidemią, która tak naprawdę uniemożliwiła nam realizację planów treningowych. Najbardziej żałuję, że rozstanie odbyło się niestety w warunkach mało cywilizowanych i to nawet, jak na warunki a-klasowe.

SportoweBeskidy.pl: Chodzi o zwolnienie w dobie koronawirusa?
D.K.:
Nie tylko, choć w naszym regionie nie ma chyba żadnego klubu seniorskiego, który w okresie, gdy nie ma treningów i meczów zwolniłby trenera. Dla mnie to podwójnie przykra okoliczność. Właściwie równolegle otrzymałem informację, że nie zostanie ze mną przedłużona umowa o pracę w Czechach, co też przekazałem prezesowi klubu z Pogwizdowa. Zakomunikował mi, że nie zamierza płacić, bo nie trenujemy i powinienem na to przystać.

SportoweBeskidy.pl: Nie było możliwość znalezienia obopólnie satysfakcjonującego rozwiązania?
D.K.:
Zaproponowałem, aby zapłacił mi 50 procent kwoty, na którą się umówiliśmy za pracę z seniorami i juniorami. W mojej sytuacji osobistej, w jakiej z dnia na dzień się znalazłem, był to jakiś ratunek. Niebawem dowiedziałem się jednak, że zarząd definitywnie zakończył ze mną współpracę. Przykre jest dla mnie to, że ustalenia, które swego czasu poczyniliśmy nie zostały dotrzymane. Forma zwolnienia mnie z Olzy była więc fatalna, co szczególnie boli po latach – mam przeczucie – dobrze wykonywanych obowiązków.

SportoweBeskidy.pl: Narzekałeś w naszych rozmowach nieraz na frekwencję w Pogwizdowie i brak zawodników „z zewnątrz”. Prezes z kolei postawił zarzut odnośnie twojej obecności na treningach.
D.K.:
W Czechach pracowałem na 3 zmiany i siłą rzeczy nie było możliwe, abym uczestniczył w każdym treningu. Były tygodnie, w których zastępował mnie jeden z zawodników. W klubie była wiedza na ten temat i taki stan rzeczy akceptowano. Zresztą trudno mówić o jakichś dużych pieniądzach za pracę, którą w Pogwizdowie wykonywałem, a dodam, że wykraczała ona daleko poza same treningi. Kiedy nie było już kim grać wspólnie z kierownikiem drużyny jeździliśmy nawet po domach, aby namawiać zawodników. Sam zmuszony zostałem do powrotu do bramki na derbowy mecz z Błyskawicą Kończyce Wielkie, bo groził Olzie walkower. Było mi zwyczajnie wstyd, że tak to wszystko wygląda, a władze klubu niespecjalnie drużynie pomagają. To, że w poprzednim sezonie otarliśmy się o awans do „okręgówki” było przy całej organizacji klubu znaczącym sukcesem sportowym.

SportoweBeskidy.pl: Nie brakowało mocnych opinii, że styl gry Olzy ma z piłką nożną niewiele wspólnego.
D.K.:
Można mówić i tak, ale zdobywaliśmy punkty, więc był to sposób gry skuteczny, a to przecież chodzi. Taktyka Olzy była dobrana do posiadanego składu i kadrowych możliwości, a te były skromne. Gdyby dołączył do nas ktoś „z zewnątrz”, na co nie było zgody prezesa klubu stawiającego wyłącznie na piłkarzy z Pogwizdowa, to wyniki byłyby jeszcze lepsze.

SportoweBeskidy.pl: To jeszcze na sam koniec – obecny sezon powinien zostać w twojej opinii zakończony z uznaniem wszystkich rezultatów z jesieni? I na której trenerskiej ławce zobaczymy Dariusza Kłodę?
D.K.:
To trudna sytuacja do rozstrzygnięcia. Mówiło się o anulowaniu całego sezonu, ale nie uważam to za dobre. Moim zdaniem z całą pewnością nie powinno być spadków, żeby nie skrzywdzić zespołów, które wiosną miały szansę, aby się przed degradacją obronić. Awanse w takim przypadku należałoby przydzielić zgodnie z regulaminami rozgrywek, ewentualnie rozegrać mecze barażowe pomiędzy mistrzem i wicemistrzem rundy jesiennej, gdy do wyższej ligi wchodzi tylko 1 zespół.
A co do mojej przyszłości, to jak już zostało stwierdzone jestem mówiąc najogólniej „do wzięcia”. Zimą miałem propozycję z „okręgówki”, ale jako mieszkaniec Pogwizdowa nie chciałem odchodzić z Olzy w połowie sezonu. Teraz stało się, jak się stało i chętnie podejmę się nowego wyzwania w zespole mającym swoje aspiracje.