Dariusz Kołodziej w STREFIE WYWIADU: Atmosfera wokół klubu wpływa na wyniki
Jest jedną z ikon Podbeskidzia Bielsko-Biała. Barw tego klubu broni z krótkimi przerwami od sezonu 2005/2006. W STREFIE WYWIADU Dariusz Kołodziej opowiada redaktorowi naczelnemu Marcinowi Niklowi o obecnym położeniu bielskiej drużyny po premierowym zwycięstwie w bieżących rozgrywkach, swojej sytuacji i przyszłości.
SportoweBeskidy.pl: Zwycięstwo za ósmym podejściem ligowym stało się faktem. Odczuwacie ulgę po meczu w Poznaniu? Dariusz Kołodziej: Jeśli tyle czeka się na pierwszą wygraną, to ulga w takim przypadku jest oczywista. To dla nas taki głębszy oddech, Zdajemy sobie natomiast sprawę, że początek sezonu w naszym wykonaniu był słaby i to jedno zwycięstwo niewiele jeszcze daje. Żeby myśleć o czymś więcej takich meczów musimy rozegrać więcej. Chcemy być w górze tabeli, przydałaby się teraz seria zwycięstw po okresie spotkań, w których nie mogliśmy udowodnić wyższości nad rywalami.
SportoweBeskidy.pl: Czego brakowało dotychczas, aby wyniki były lepsze? D.K.: Za dużo popełnialiśmy błędów indywidualnych, po których traciliśmy gole. To rzucało się w oczy. Przeciwko Lechowi zagraliśmy pierwsze spotkanie „na zero z tyłu” i od razu zgarnęliśmy trzy punkty. Poprawa w formacji obronnej to tylko jeden z elementów, bo tak naprawdę cały zespół przyczynił się do naszej wygranej. Liczymy, że tak będzie dalej.
SportoweBeskidy.pl: Na co twoim zdaniem stać Podbeskidzie w tym sezonie? D.K.: Na pewno na to, aby się utrzymać w Ekstraklasie. Ale czy postawiłbym wszystkie pieniądze na to, że będziemy w „ósemce”? Łatwiej byłoby to zaryzykować, gdybyśmy lepiej rozpoczęli sezon. Obecnie ciężko o tym myśleć. Nie wiemy co będzie dalej. Sporo meczów zostało do końca rundy zasadniczej i wszystko może się wydarzyć.
SportoweBeskidy.pl: Nie prezentujecie się tak dobrze, jak w poprzednim sezonie. Stawka jest silniejsza? Trudniej o punkty? D.K.: Wystarczy popatrzeć w tabelę. W czołówce są zespoły, które wcale nie były w niej w poprzednim sezonie. Z kolei w dolnej strefie są drużyny stawiane wśród faworytów rozgrywek. Każdy z każdym może wygrać i jest to jeszcze bardziej wyraźne, niż w sezonie minionym. Takie zespoły, jak Lech, czy Lechia stać na dużo więcej. To pewnie kwestia czasu, kiedy awansują w górę tabeli.
SportoweBeskidy. Czy to, co dzieje się wokół klubu w ostatnim czasie, zawirowania na linii miasto-Murapol, ma jakiś wpływ na zespół? D.K.: Szczerze mówiąc różne informacje do nas docierają, ale staramy się być obok tego. Po co przejmować się czymś, na co nie ma się wpływu. To rozgrywka między współwłaścicielami, którzy muszą znaleźć konsensus, żeby klub nie ucierpiał na wewnętrznych sporach. Nie powiem, że w żaden sposób nie oddziałuje to na wyniki, natomiast na pewno nie ma znaczenia kluczowego. Coś w tym jest, że kiedy wokół klubu nie jest sielankowo, to wyniki drużyny też nie są na miarę oczekiwań. Nie buduje to ogólnego, pozytywnego wizerunku klubu. Może to odpowiedni moment, abyśmy się wzięli do konkretnego działania. My jako zawodnicy zrobili swoje na boisku i wygrywali mecze, a władze klubu mądrze sterowały nim. Klub powinien się rozwijać, iść cały czas do przodu.
SportoweBeskidy.pl: W Bielsku-Białej powstaje nowy stadion, na który długo czekaliśmy. Wy pewnie również, mam tu na myśli grupę zawodników bardzo związanych z tym miastem, odczuwacie dużą satysfakcję? D.K.: To super przeżycie wychodzić na murawę takiego stadionu. Można powiedzieć, że sami odliczamy dni kiedy obiekt będzie w pełni otwarty dla kibiców. To będzie ten moment, w którym poczuje się moc nowego stadionu. Czynna była najpierw jedna trybuna, teraz doszła ta od ulicy Żywieckiej. Ale chcielibyśmy, żeby kibice na całym stadionie mogli nam pomagać. Było przez pewien czas tak, że większość goli strzelaliśmy atakując na bramkę, gdzie zasiadali nasi kibice. I coś w tym było, bo grając na przeciwną stronę czuliśmy się trochę, jak na treningowej gierce, a nie meczu o punkty.
SportoweBeskidy.pl: Nie brakuje wam specyficznej atmosfery dawnego Stadionu Miejskiego? Zwłaszcza ostatnio mecze Podbeskidzia nie wyglądają zbyt atrakcyjnie... D.K.: Wiadomo, że sentymenty są. Nie ma o czym gadać. Z każdego sezonu sprzed lat coś pamiętnego można byłoby przytoczyć. I nie zapomni się tego do końca życia. Nieudana walka o awans, później rywalizacja o utrzymanie i wreszcie awans do wymarzonej Ekstraklasy. Przeżywaliśmy taką sinusoidę nastrojów. Kiedyś Ruchowi Chorzów wytykało się, że gra o puchary, a w następnym sezonie broni się przed spadkiem. My jeszcze o puchary nie otarliśmy się, ale patrząc na nasze poczynania widać pewne podobieństwa do sytuacji Ruchu. Trochę boli, że nie jesteśmy zespołem, który ma ustabilizowaną formę i pozycję. Trzeba szukać tego przyczyn i wyciągać wnioski. Latem znacząca część zespołu została zmieniona. Jest w niej sporo młodych chłopaków. Gdy brakuje w składzie Marka Sokołowskiego, jestem często najstarszym zawodnikiem, a wcale staro się nie czuję (śmiech). Mam przekonanie, że czas działa na naszą korzyść.
SportoweBeskidy.pl: W jakim momencie kariery jest Darek Kołodziej? D.K.: Po tych wszystkich zawirowaniach, kontuzjach, okresie kiedy nie grałem w piłkę, najważniejsze jest, że ciągle mnie to cieszy. Nie dostaję zbyt wielu szans gry, taka jest decyzja trenera. Nie odpuszczam rywalizacji i na każdym treningu, w sparingach staram się swój czas jak najlepiej wykorzystać. Wiem, że dużo mogę dać zespołowi. Mam co do tego pełne przekonanie. Choćby w tamtym sezonie udowodniłem to na finiszu rozgrywek, gdy zdobyłem dwie bramki i zaliczyłem asystę wchodząc z ławki rezerwowych. Jeśli tylko trener będzie chciał na mnie postawić, to jestem do dyspozycji.
SportoweBeskidy.pl: Myślisz już o tym, co będziesz robił po zakończeniu przygody z futbolem? D.K.: Wiele razy mówiłem, że marzy mi się, by zakończyć karierę właśnie w Bielsku-Białej. Mam 33 lata. Nie jestem na tyle starym zawodnikiem, aby nie zagrać jeszcze w innym klubie, zwłaszcza, że zapytania nawet pod koniec tego okienka transferowego pojawiały się. Dopóki w Bielsku-Białej zarząd, czy trener będą chcieli z moich usług korzystać, to jak najdłużej chciałbym grać w Podbeskidziu. Kiedy usłyszę: „Kołek, twój czas się tu skończył”, to będę szukał piłkarskich wrażeń w innym miejscu.
SportoweBeskidy.pl: Rozpocząłeś również pracę z młodymi adeptami piłki nożnej. D.K.: Gdy zaczynałem przygodę z piłką zarzekałem się, że nigdy nie będę trenerem. Kiedy w Podbeskidziu był trener Małowiejski powiedział nam któregoś dnia, że jest organizowany kurs na instruktora piłki nożnej. Miałem wtedy 23 lata. Zdecydowałem, że pójdę na kurs i tak zdobyłem pierwsze uprawnienia. Po kilku latach Darek Łatka namówił mnie na kurs trenerski UEFA prowadzony w Kielcach. Poszedłem dla... towarzystwa, ale była to słuszna decyzja, bo dziś mam drugą klasę trenerską. Niedawno wspólnie z Krzyśkiem Chrapkiem, Damianem Zdolskim i Arkiem Lazarem postanowiliśmy uruchomić projekt szkółki piłkarskiej. W głównej mierze szkoleniem objęliśmy dzieci, które nie są objęte treningami w klubach. Trenujemy w Jasienicy, Kętach i Suszcu. Dbamy o to, by dzieci chętne do gry w piłkę robiły to pod okiem fachowców, a dzięki temu prawidłowo i wszechstronnie rozwijały się.
SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. D.K.: Dziękuję.