– To był mecz z gatunku tych do pierwszej strzelonej bramki. Żal trochę, że nie my ją zdobyliśmy, bo rywalizacja była bardzo wyrównana z sytuacjami po obu stronach – mówi Michał Osierda, trener rezerw GLKS Nacomi, które w składzie złożonym także z zawodników nominalnej „jedynki” uległy dziś pełnoprawnemu V-ligowcowi.

Gospodarze w premierowej odsłonie przeprowadzili kilka obiecujących kontr, które finalnie mogli lepiej rozwiązać. Piłkę w siatce co po niektórzy widzieli już po strzale Mateusza Fiedora, minimalnie chybił Łukasz Szędzielarz, a dołożenia nogi przez kolegów z zespołu zabrakło po akcjach Dominika Kępysa. Jednocześnie ofensywa ekipy z Czańca nie zwiastowała większych problemów dla wilkowiczan.

– Drugą połowę zaczęliśmy lepiej, w jednej sytuacji boisko stanęło nam na przeszkodzie, ale przyznać trzeba też uczciwie, że przeciwnik też do dogodnych szans dochodził – dodaje Osierda. Aktywny w czanieckich szeregach był zwłaszcza Oleksandr Apanchuk, który raz spudłował, a raz został zastopowany przez Grzegorza Juraszka. Poprzeczkę ostemplował z kolei Bartłomiej Borak. A najistotniejszy moment gry to 75. minuta, gdy po podaniu między stoperów GLKS Nacomi II do siatki na wagę finałowej przepustki wcelował Norbert Kaspera.