Swój punkt widzenia na wszystkie kluczowe wydarzenia poniedziałku 11 listopada przedstawiają w Ślemieniu, przyznając w pierwszej kolejności, że organizacja finału pozostawiała wiele do życzenia. – Zamawiając miejsca w sektorze dla dzieci z naszej akademii liczyliśmy chociaż, że krzesełka będą przetarte. Kibicom nie zapewniono żadnego bufetu, choćby z możliwością zakupienia ciepłej herbaty. Niemałe zdziwienie wywołał brak dzieci do podawania piłek, które „latały po Żywcu”. Przygotowanie boiska pozostawiało wiele do życzenia i to cud, że nikomu nic poważnego się nie stało. A już podczas ceremonii nagrodzenia finalistów zabrakło medali i nasz trener go nie otrzymał... Podsumowując – organizacyjny dramat, bo mówimy naprawdę o kwestiach podstawowych, o które należałoby zadbać w pierwszej kolejności, robiąc taką otoczkę wokół meczu – wylicza Robert Bardo, koordynator w Smreku Ślemień.

A budzące kontrowersje boiskowe zdarzenia? – Prawda jest taka, że sędzia tego meczu „nie ustawił” w odpowiedni sposób i pozwolił na zbyt wiele. W stosunku do Brazylijczyków w naszej drużynie stosowano ciągłe prowokacje, a zawodnik z numerem 4 w Orle Łękawica powinien wylecieć z boiska już w pierwszej połowie. Sędziego trzeba byłoby zapytać, dlaczego tak się nie stało. Na Viniciusa cały czas „polowano”, a wiadomo, że ostrą grą łatwiej sprowokować piłkarzy grających technicznie – opowiada koordynator. – Sytuacja z końcówki meczu była wręcz kuriozalna. Petherson był faulowany, ale utrzymał się przy piłce, bo sędzia puścił grę. Za moment Gazurek ponownie bezpardonowo go zaatakował, a gdy nasz zawodnik wstał, nie wykonując przy tym żadnego gestu czy ruchu, został odepchnięty. Obu piłkarzom sędzia pokazał po drugiej żółtej kartce i wyrzucił ich z boiska. Nie dziwię się reakcji prezesa, który wówczas się „zagotował”. Reakcje naszych kibiców w trakcie meczu też były w niektórych przypadkach zupełnie niepotrzebne, ale wynikało to przede wszystkim z braku interwencji przy ciągłych faulach wobec naszych piłkarzy – dodaje Bardo.

Nasz rozmówca nawiązuje również do zamieszania, gdy obaj zawodnicy schodzili do szatni. – Byłem tam i widząc, że zrobiło się nerwowo pomagałem odprowadzić Pethersona do szatni. Całą sytuację zaogniła rasistowska odzywka piłkarza Orła, a że nasi kibice są na tym punkcie mocno wyczuleni, to doszło do rękoczynów. Szkoda, że mimo naszych licznych próśb podokręg nie reaguje na to, co słyszymy z trybun. „Murzyny”, „Bambusy”, „Banany”... Myślałem, że jesteśmy trochę dalej w podejściu do pewnych spraw, a te sytuacje są niestety nagminne. I może to pozwoli lepiej zrozumieć niektórym te negatywne emocje – tłumaczy koordynator w Smreku.