Z dużej chmury mały deszcz? Finaliści wielkiego widowiska w Żywcu nie stworzyli, ale też nie ma się co temu dziwić. Owszem – obie drużyny po trofeum sięgnąć chciały, ale na ich poczynania kolosalny wpływ miało to, że w sobotę, a więc niespełna 48 godzin po walce o ligowe punkty, przyszło im rozgrywać pucharową konfrontację.

W niej prym wiodła nominalna „dwójka” z Łękawicy, która w ofensywnych poczynaniach była oszczędna, choć nie aż tak bardzo, jak reprezentant „okręgówki”. W 3. minucie spojenie słupka z poprzeczką ostemplował Damian Chmiel, co zwiastowało przewagę Orła. Jej potwierdzenie nastąpiło w 22. minucie, kiedy piłkę rozegrali Kamil Małolepszy Filipem Moiczkiem, a ten drugi idealnie dograł przed bramkę do finalizującego akcję Seweryna Caputy. Ten sam zawodnik miał jeszcze inną szansę, lecz z bliska trafił w boczną siatkę. Smrek przebudził się w 44. minucie. Piotr Górny przytomnie wycofał na 10. metr do Viniciusa, z którego uderzeniem poradził sobie Krzysztof Biegun.

Nie mający nic do stracenia piłkarze ze Ślemienia nieco większą werwę wykazywali po zmianie stron. Sporadycznie defensywa Orła musiała mieć się na baczności przy stałych fragmentach. Dogodne szanse na podwyższenie rezultatu to z kolei rajd Chmiela i brak egzekucji Mykhailo Lavruka czy nieznacznie chybiona główka Roberta Mrózka po kornerze. Rozstrzygnięcie nadeszło wreszcie w minucie 72. Małolepszy zainicjował szarżę swojej drużyny podaniem do R. Mrózka, którego strzał odbił się od słupka, a że futbolówka spadła wprost pod nogi Małolepszego, to ten nie miał problemów z ulokowaniem jej w siatce.

Do końca już kibice goli nie oglądali. Zanim ekipa z Łękawicy wzniosła w geście radości trofeum, w 80. minucie nastąpiło na murawie spięcie po kolejnym dziś faulu Pethersona na Kamilu Gazurku. Brazylijczyk skompletował żółte kartki i z boiska wyleciał, podobnie... poszkodowany, którego nie do końca panujący nad emocjami boiskowymi arbiter Miłosz Widlarz ukarał za zbyt nerwową reakcję.