Kiedy w 8. minucie Tomasz Olszar podał do Pawła Leśniewicza, który z kolei prostopadłym zagraniem obsłużył Rafała Adamka, a ten pokonał młodego golkipera LKS-u Patryka Raczka, zanosiło się na pewną realizację planu nakreślonego z perspektywy zespołu z Puńcowa. – Przystąpiliśmy bardzo zmotywowani do spotkania i z zamiarem narzucenia wysokiego tempa od samego początku. Czegoś nam jednak ciągle w ofensywie brakowało – opowiada trener gości Michał Pszczółka.

Najlepszym potwierdzeniem tego, że faworytowi szło jak po grudzie niech będzie fakt, iż wynik do przerwy zmianie już nie uległ. Strzały Adamka i Legierskiego przytomnie bramkarz ekipy z Leśnej bronił, zaś przy akcji Tomasza Stasiaka zabrakło dokładnego podania otwierającego drogę do podwyższenia prowadzenia. Co więcej, również miejscowi śmiało sobie poczynali, będąc długimi fragmentami konkurentem w miarę równorzędnym dla Tempa. Centymetrów do wyrównania zabrakło Kacprowi Jakubcowi, który uderzył w poprzeczkę, a mający dogodną sytuację Michał Sewera zbyt długo zwlekał ze strzałem na 16. metrze.

To, co wydarzyło się w Leśnej między 57. a 63. minutą trudno w jakikolwiek sposób racjonalnie wytłumaczyć. Wobec braku efektów w akcjach zaczepnych do przodu przesunięty został Dawid Okraska, co okazało się manewrem doskonałym. Zawodnik błyskawicznie odpłacił się rzadko spotykanym hat-trickiem, kolejne trafienie dorzucił Adamek, a wynik 5:0 był klarownym przejawem różnicy, jaka na boisku zaistniała. – Byliśmy w przerwie pełni optymizmu, bo dotrzymywaliśmy kroku faworytowi. Ale dopadła nas jakaś totalna niemoc i zanotowaliśmy fragment gry, który przejdzie do niechlubnej historii klubu – zauważa Piotr Raczek, prezes LKS-u.

Po solidnych ciosach gospodarze już się nie podnieśli, a upływ sił przy słonecznej aurze sprawił, że nie uniknęli kolejnych strat. Nie dość, że strzelania nie zaprzestał Okraska, to jeszcze „dwupaka” zaliczył Stasiak. Ostatecznie ustalone 8:0 to może i nazbyt wysoki wymiar kary dla reprezentanta Żywiecczyzny, ale przyznać trzeba zarazem, że Tempo wymazało z pamięci porażkę w hicie z Beskidem, radząc sobie także z własnymi kadrowymi problemami. W Leśnej z konieczności na murawie pojawił się nawet na kwadrans gry nominalny bramkarz Wojciech Maciejowski.