
Derbowe nowinki
Mecz duetu przedstawicieli podokręgu bielskiego, jaki rozegrany został w Kobiernicach, doczekał się jednostronnego rozstrzygnięcia w drugiej jego połowie.
– To o tyle paradoks, że piłkarsko wyglądaliśmy całkiem nieźle. Do 30. metra operowaliśmy piłką, ale później podejmowaliśmy albo decyzje złe, albo najnormalniej ich brakowało – opowiada Kamil Zoń, szkoleniowiec miejscowej Soły, która zgoła nieoczekiwanie właśnie po zmianie stron została przez gości z Bestwiny wypunktowana. Gospodarze mieli wcześniej najlepszą okazję, aby wynik spotkania otworzyć. W 25. minucie na strzał z okolic 20. metra zdecydował się Michał Brańka, lecz bestwinian uratował słupek. Finalizacji nie doczekały się też inne akcje oskrzydlające Soły. – Brak typowej „9” tym razem był widoczny – kontynuuje trener ekipy z Kobiernic.
Po okresie mimo wszystko obustronnie zachowawczej gry, po raz pierwszy piłka w siatce zatrzepotała w 55. minucie. Przyjezdni egzekwowali rzut z autu na wysokości pola karnego przeciwnika, a z wycofania za „16” skorzystał świetnie mierzący Krystian Patroń. Dobrze dysponowani piłkarze LKS-u Bestwina doczekali się kolejnego łupu w 73. minucie. Po wymianie podań na prawej flance Tomasz Gala zagrał w kierunku Igora Jurzaka, który piłkę opanował i posłał między nogami Dominika Jończego. „Galowy” wykazał się asystą także w 80. minucie, kiedy to przerzut doświadczonego pomocnika z zimną krwią wykorzystał desygnowany nieco wcześniej na murawę Szymon Skęczek.
Przy stanie 3:0 nic złego gościom stać się nie mogło. Soła próbowała odpowiedzieć choć raz i omal nie doczekała się honorowego trafienia, gdy z lewego skrzydła przed bramkę dograł Bartłomiej Kobiela, lecz Jakubowi Kunickiemu zabrakło centymetrów, by szarżę sfinalizować. Kobierniczanie wobec powyżej opisanych zdarzeń ponieśli premierową tej wiosny porażkę domową.
Zrozumiała radość w szeregach ekipy z Bestwiny to nie tylko sam fakt dopisania do ogólnego dorobku 3 „oczek”. – W końcu wygraliśmy mecz, grając zarazem „na zero z tyłu”. Mamy też 2 zwycięstwo z rzędu, co również jest nowością – zauważa Dawid Szewczuk, szkoleniowiec LKS-u, na którego postawę nie wpłynęło negatywnie braki personalne, by wspomnieć o absencjach Mateusza Kudrysa czy Patryka Wentlanda.