Kibice niemal po brzegi wypełnili dziś stadion na popularnej "Górce". Opuszczając obiekt, szczególnie kibice BKS-u, mogli czuć niedosyt ze względu na końcowy wynik, jednak sam poziom piłkarski i dawka emocji, która towarzyszyła przez 90 minut podobać się już mogła. Ale mogło być lepiej! Zabrakło pierwiastka "dramaturgii", wszak bialska Stal miała swoje okazje, aby pokusić się o trafienie kontaktowe... 

 

 

Nie rzucili wszystkich sił na start do ofensywy zawodnicy lidera "okręgówki". Biało-zieloni w średnim pressingu wyczekiwali swoich szans. Pierwszą z nich miał w 8. minucie Seweryn Caputa, lecz jego próbę z rzutu wolnego świetnie obronił Jan Syc. Następnie to piłkarze BKS-u byli bliscy objęcia prowadzenia. Sytuację ku temu miał Tomasz Janik i Kamil Dokudowiec, któremu niewiele zabrakło, aby spuentować kontrę trafieniem. W 28. minucie to jednak "dwójka" Rekordu cieszyła się z prowadzenia. Faulowany przez Mykolę Markova w polu karnym BKS-u był Szymon Bogunia, a z "wapna" nie pomylił się Bartosz Kowalczyk. Ten "cios" nie był z gatunku tych, które zadziałały mobilizująco na bialską Stal, co też wykorzystali biało-zieloni. W 38. minucie niepilnowany Caputa sfinalizował dogranie z bocznego fragmentu boiska. 

 

Gra BKS-u znacznie nabrała "rumieńców" po przerwie. Nie mając nic do stracenia czerwono-żółto-zieloni podeszli wysoko do rywala, lecz to nie przełożyło się na sytuacje z gatunku "stuprocentowych". Owszem, próbował Jacek Wojtyłko czy Antoni Rozmus, ale owe szanse nie stworzyły większych problemów "rekordzistom". W 73. minucie wynik meczu ustalił Kowalczyk, który wykorzystał sytuację sam na sam z Sycem po kilkunastometrowym rajdzie, spowodowanym wspomnianym wysokim ustawieniem BKS-u.