Określenie „stawili czoła” ma dodatkowe znaczenie, gdy weźmiemy pod uwagę przebieg niedzielnej rywalizacji. Gospodarze dzielnie kroku przeciwnikowi dotrzymywali, mając swoje argumenty. To przede wszystkim olbrzymia determinacja, by sprawić niespodziankę. A konkrety czysto piłkarskie? Zawodnicy LKS-u groźnie prezentowali się zwłaszcza przy stałych fragmentach, a najbliżej objęcia prowadzenia w pierwszej połowie byli za sprawą strzałów Michała Czakona oraz Krystiana Stracha. Beskid tempa nadmiernie nie forsował, a niebezpieczeństwo stwarzał sporadycznie, by wspomnieć sytuację Adriana Borkały czy główkę Jakuba Krucka, z którymi to próbami poradził sobie Marcin Nawrocki.
 



Co najlepsze z perspektywy kibicowskiej nadeszło po zmianie stron. To skoczowianie rozwinęli jednak skrzydła, a miejscowym dopisywało szczęście przy uderzeniach w słupek Borkały oraz Jakuba Małkowskiego. Końcowy fragment derbowego spotkania wątpliwości już nie pozostawił. W 83. minucie po wznowieniu gry z autu Kamil Kotrys zewnętrzną częścią stopy dośrodkował przed bramkę, gdzie defensorów LKS-u uprzedził Damian Szczęsny. Konsekwencją otwarcia wyniku były kolejne szanse Beskidu. Szczęsnemu zabrakło precyzji krótko po strzeleniu goli, ale w 90. minucie emocje dobiegły końca. J. Krucek został wypuszczony na idealną pozycję przez swojego brata Konrada Krucka, ostatnim akcentem owej akcji czyniąc lob głową ponad golkiperem pogórzan.