Ma czego żałować ten, kto nie wybrał się na mecz między bielskim III-ligowcem Rekordem a Pogonią. Sama otoczka starcia - fantastyczna. Atmosfera na trybunach - przednia. No i to, co najważniejsze, a mianowicie wydarzenia na murawie. O tym spotkaniu głośno będzie w całym kraju, bowiem zespół znacznie niżej notowany był "o włos" od sprawienia sensacji. Dozą emocji mecz ten przebił historyczne starcie z Górnikiem Piaski z 2013 roku, gdy biało-zieloni awansowali do III ligi. Jest jednak i podstawowa różnica między tymi potyczkami - dziś niestety zabrakło happy-endu... 

 

Kto spodziewał się, iż Pogoń zdominuje wydarzenia boiskowe od pierwszego gwizdka arbitra grubo się mylił. Owszem, optyczna przewaga bez wątpienia należała do ekstraklasowicza, lecz oprócz próby Sebastiana Kowalczyka z początkowej fazy meczu, Pogoń nie stworzyła sobie tzw. setki. Z ich ofensywnymi zakusami bardzo dobrze radziła sobie defensywa "rekordzistów", a i w ofensywie gospodarze szukali zagrożeń po składnych kontratakach. Szczególnie aktywny z przodu był Szczepan Mucha, jednak finalnie licznie zgromadzeni kibice przy Startowej 13 nie zobaczyli bramek. 

 

 

Druga połowa rozpoczęła się od szturmowego ataku Pogoni. Próbowali Jean Carlos Silva Kamil Grosicki - bezskutecznie. W 56. minucie kibice Rekordu wstali z miejsc, gdy niesamowitym golem popisał Tomasz Nowak. Doświadczony zawodnik wykorzystał moment dekoncentracji w szeregach defensywy Pogoni, jak i samego bramkarza, celnie mierząc z rzutu wolnego z okolic 40. metra. Bielszczanie próbowali pójść za ciosem. Mucha "ostemplował" słupek, Konrad Kareta poprzeczkę... Tym razem wyświechtane, piłkarskie porzekadło, iż niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, nie zadziałało. W 64. minucie niesamowity rajd od połowy boiska golem zwieńczył wspomniany młodzieżowy reprezentant Polski. Niestety, "rekordziści" korzystnego rezultatu nie dowieźli do końca. W 67. minucie Luka Zahović wykorzystał dośrodkowanie od Michała Kucharczyka, a 92. minucie w dramatycznych okolicznościach doprowadził do dogrywki po podaniu Wahana Biczachczjana. 

 

Gdy Zahović w 95. minucie dał Pogoni prowadzenie, wielu kibiców zwątpiło w to, że Rekord może coś jeszcze "ugrać". I to był ich ogromny błąd! W 110. minucie znów błyskiem geniuszu popisał się Nowak, który krótko rozegrał rzut wolny, Daniel Feruga podał do Seweryna Caputy, a ten umieścił piłkę w siatce. O awansie zadecydowały więc rzuty karne, do których w bojowych nastrojach przystępował liczący na sensację III-ligowiec. 

 

I tu ponownie doszło do czegoś niesamowitego. Dla większości kibiców z pewnością była to najdłuższa seria "11", jaką widzieli w życiu. Ostatecznie Pogoń musiała ich trafić aż 12, w tym decydującą eks-kadrowicz Rafał Kurzawa, aby uniknąć sensacji. Podopiecznym Dariusza Mrózka, jak i całemu sztabowi trenerskiemu Rekordu należą się jednak słowa uznania - chapeau bas! To widowisko zapisze się na zawsze w annałach klubu z Cygańskiego Lasu.