Bielski sport przerabiał, przerabia i zapewne będzie przerabiał zagranicznych fachowców. Tak było w BKS-ie, BBTS-ie, Rekordzie i tak jest też teraz w Podbeskidziu, gdzie po raz pierwszy w historii nie postawiono na Polaka. Jednak czy zagraniczny trener oznacza, że będzie lepiej? Niekoniecznie. 

Nie tak dawno na skutek tragicznych wręcz wyników, z funkcją trenera BBTS-u pożegnał się Miroslav Palgut. I nim Słowak zdążył wyprowadzić się z Bielska-Białej, siatkarze mieli już nowego szkoleniowca. Został nim - a jakże - Słowak. O poprawę wyników siatkarzy ma zadbać Rastislav Chudik. Nie byłoby nic dziwnego w tej nominacji, gdyby nie fakt, że Chudik nigdy większego sukcesu raczej nie osiągnął. Oprócz mistrzostwa w Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz Słowacji, obecny opiekun BBTS-u "cudów" nie wyprawiał. Mało tego, z reguły po jednym sezonie rozstawał się z drużyną. Tak było w Opawie i tak było też w Kędzierzynie-Koźlu. Nieco dłużej, bo na dwa sezony, Chudik miejsce zagrzał w zespole Delecty Bydgoszcz. Co ciekawe, o posadę trenera BBTS-u Słowak rywalizował... z Włochem. Trudno zrozumieć, w czym niby obecna "miotła" ma być lepszej jakości od tej, z której dopiero co zrezygnowano.

Niezbyt dobrą przygodę z zagranicznym trenerem miał natomiast Rekord. Jeden z najlepszych futsalowych trenerów - Andrea Bucciol - przychodził do Cygańskiego Lasu jako osoba, która z biało-zielonymi miała wygrać wszystko, co jest do wygrania. I choć Włoch w istocie zdobył Puchar Polski, to do mistrzostwa dwukrotnie zabrakło wiele. Wkrótce działacze postawili na Adama Krygera, który ligę wygrał i awansował do Ligi Mistrzów. W Bielsku wnioski wyciągnięto i kolejnym trenerem drużyny został Polak. "Swój" Andrzej Szłapa. Mimo ciężkich początków obecny szkoleniowiec Rekordu prowadzi zespół z powodzeniem. Dość wspomnieć, że bielszczanie są obecnie liderem i w tytuł mierzą w pełni zasadnie. 

W tym sezonie na ławce trenerskiej nastąpiła również zmiana w siatkarskiej sekcji BKS-u. Po niespełnieniu ultimatum z klubu wyleciał Mariusz Wiktorowicz, którego zastąpił fachowiec z... Norwegii. - Były opcje trenerów, którzy nie mogli opuścić swoich obecnych klubów, ale także pracujących dotychczas tylko w męskiej siatkówce. Z ofert, jakie mieliśmy właśnie ta, na którą się zdecydowaliśmy wyglądała najciekawiej. Postawiliśmy na jakość i doświadczenie trenerskie - mówił naszemu portalowi Andrzej Pyć, prezes BKS-u po zakontraktowaniu Tore Aleksandersena. Zatrudnienie Norwega wydaje się być ciekawą opcją zważywszy na jego CV. Selekcjonerem reprezentacji Finlandii "byle kto" przecież nie zostaje. Ale, czy rzeczywiście w kraju nad Wisłą fachowców od prowadzenia siatkarskich ekip nie ma? Naprawdę, ani jednego?

Jak pokazuje historia zagraniczny trener nie zawsze jest lepszy od polskiego. I choć naszym celem nie jest "bicie" w zarząd klubu, a już bynajmniej samych szkoleniowców, to dziwi nas niekiedy, że nie próbuje się postawić w trudnych chwilach na choćby dotychczasowych asystentów. Ryzyko zawsze istnieje, ale - jak zwykło się mówić - kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. A i na niego zapewne byłoby nieco więcej pieniędzy, wszak zapewne niejedna księgowa, gdy przyjdzie jej zrobić przelew zagranicznemu trenerowi, to z załamania rozkłada ręce.