- Mogliśmy uniknąć tej nerwówki w końcówce. Swoimi błędami sami sprowokowaliśmy, że rywal dostał wiatru w żagle. Musimy ich unikać, jednak na szczęście zakończyliśmy mecz z trzema punktami na koncie, mimo iż zagraliśmy w trochę innym ustawieniu niż dotychczas - mówi Daniel Bąk, trener Sokoła. 

 

Lepszego początku spotkania beniaminek z Zabrzega nie mógł sobie wymarzyć. Już w 3. minucie wynik spotkania otworzył zimowy nabytek Sokoła, Dmytro Imanhulov. Ukrainiec podszedł do rzutu wolnego, przymierzył, a piłka po rykoszecie wpadła do siatki. Po kwadransie gry Sokół prowadził już 2 bramkami, gdy Michał Mazur z zimną krwią wykorzystał pojedynek jeden na jeden z golkiperem ekipy ze Studzionki. Sygnał, iż gospodarze nie zamierzają schować głowy w piasek, dali dopiero w końcówce pierwszej połowy zdobywając bramkę kontaktową. 

 

Reakcja beniaminka była jednak właściwa. W 53. minucie Dominik Gałan celnie przymierzył z "wapna" - rzut karny został podyktowany za faul na Błażeju Adamcu. Niespełna 10. minut później z bramki cieszył się Kacper Kołodziej, który mając tylko przed sobą bramkarza wpakował piłkę do siatki i było już 4:1. Po meczu? Absolutnie nie! LKS w końcówce pokusił się o 2 bramki i był bliski odwrócenia losów meczu, jednak Sokół dowiózł korzystny rezultat do końca.