Faworyzowana drużyna ze Skoczowa spotkanie rozpoczęła z chrapką na ofensywną grę. Zamierzony efekt przyniosło to w minucie 25., gdy po podaniu Krzysztofa Surawskiego piłkę w siatce umieścił Kamil Janik. Jeszcze przed przerwą Beskid wypracował sobie kilka dogodnych sytuacji bramkowych. "Setkę" zmarnował Adrian Borkała, lepiej w polu karnym rywala winien się także zachować Dawid Jaworski.

Gospodarze Konrada Krucka postraszyli natomiast trzykrotnie - z dystansu groźnie uderzali Eryk Penkala oraz Tomasz Śleziona, zaś... Grzegorz Kopiec nie wykorzystał rzutu karnego. W 38. minucie za zagranie "ręką" Daniela Smagło sędzia bez wahania wskazał na "wapno". Strzał z 11. metra obronił jednak Krucek. 
 
- Spójnia zagrała bardzo fajny mecz, podeszli do nas wysokim pressingiem. Nie stwarzała nam jednak większego zagrożenia. W przeciwieństwie do nas. Powinniśmy przed przerwą powiększyć prowadzenie, ale byliśmy rażąco nieskuteczni - obrazuje Marcin Michalik, trener Beskidu. 
 
Zmarnowana sytuacja "oko w oko" z golkiperem przez Janika zainaugurowała rewanżowe 45. minut. - Skutecznością nie zgrzeszyli także Borkała, którego uderzenie z 5. metra wybronił bramkarz oraz Mieczysław Sikora - podkreśla szkoleniowiec skoczowian, którzy w ostatnich dwóch kwadransach oddali inicjatywę rywalowi. 
 
Krucek udanie interweniował po precyzyjnym uderzeniu z rzutu wolnego Kopca tudzież groźnym strzale Śleziony. W 87. minucie był jednak bezradny. Po dalekim zagraniu za obrońców Kopca, Łukasz Worek minął golkipera i doprowadził do wyrównania. Ten gol sprawił, że w Zebrzydowicach oglądaliśmy gorącą końcówkę, z którą lepiej poradziła sobie Spójnia. W 92. minucie Robert Janulek dośrodkował w pole karne, strzał Krzysztofa Skórasia został co prawda zblokowany, lecz futbolówka trafiła pod nogi Damiana Gabrysiaka, który z bliskiej odległości się nie pomylił. 
 
Tym samym Spójnia Zebrzydowice zameldowała się w finale Pucharu Polski Podokręgu Skoczów. Rywalem podopiecznych Piotra Szwajlika będzie IV-ligowa Kuźnia Ustroń.