EFEKT REGULARNOŚCI
Dawno nie widziałem tak szczęśliwego Leszka Ojrzyńskiego, jak w piątek około 20-ej tuż po meczu z Cracovią. Zwycięstwo zawsze wyzwala endorfiny ujawniające się uśmiechem. Ale najbardziej smakuje wygrana zasłużona.
Radość jest tym większa, jeśli postawa na boisku jest potwierdzeniem, że wykonana praca daje oczekiwany efekt. To trzeci z rzędu mecz, w którym drużyna wie, co ma grać i robi to z przekonaniem. W futbolu najważniejsza jest regularność. Trzy dobre spotkania podchodzą już pod tę definicję. Zdobyte w nich punkty nie są przypadkowe. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, dwóch z rzędu zwycięstw Górale w tym sezonie jeszcze nie uświadczyli.
Oczywiście nikt nie oczekiwał, że Podbeskidzie przy Kałuży w Krakowie zdominuje rywala i będzie nękało go atakiem pozycyjnym. Trener wyciągnął wnioski po rozegranym przed miesiącem meczu z Cracovią u siebie. Nie było próby ustawienia wysokiego pressingu. Broniono się bliżej własnej bramki i przez wiele minut nie dopuszczano przeciwnika do jakiejkolwiek sytuacji. A jeśli już ten oddawał strzał, blokował go bezbłędny tego dnia Bartłomiej Konieczny. To był jego najlepszy mecz w tym roku – w każdym elemencie. W powietrzu, w wyprzedzeniach, w grze wślizgiem. Do tego poziomu dostroił się zresztą też i Błażej Telichowski. Dwójka stoperów wyglądała w piątek tak dobrze, że Dariusz Pietrasiak nie będzie miał łatwo, by po powrocie do zdrowia rozbić tę parę. Chyba, że „Telich” wróci na lewą stronę, choć tam jest większe pole manewru, niż na środku. Frank Adu Kwame swej szansy pod nieobecność Przemysława Pietruszki w piątek raczej nie wykorzystał. W jego grze było kilka „zapalników”. W rankingu lewych defensorów chyba nie awansował na pierwsze miejsce.
Środek wyglądał też dobrze w pomocy. A nawet bardzo dobrze. Antonowi Slobodzie zdarzyły się co prawda dwie proste straty, ale miał je i Steven Gerrard w szlagierze Premier League, a i tak był najlepszym graczem Liverpoolu w rywalizacji z Chelsea. Słowak także zyskuje u mnie to miano za występ w Krakowie – oczywiście ex-aequo z Koniecznym. Do przodu Anton miał zagrania wprost genialne – vide asysta przy golu Fabiana Paweli. Podanie a’la… Maciej Iwański. „Ajwena” też trzeba ocenić bardzo wysoko – tym razem nie za finezję w ofensywie, tę dał Sloboda, ale za udane powroty, odpowiedzialność i spokój w destrukcji oraz tuż po przechwycie. Obaj pomocnicy porządnie wybiegali cały mecz, wzajemnie się uzupełniali i było między nimi zrozumienie. Będą grać w takim ustawieniu częściej, to może być jeszcze lepiej.
Na łamach „SB” już dawno namawialiśmy na taki zestaw personalny na pozycjach „6” i „8”. Podobnie, jak sugerowaliśmy, by na Cracovię na „szpicy” postawić na Fabiana Pawelę (zagrał i zdobył gola!) i umieścić za jego plecami Sebastiana Bartlewskiego, którego sposób gry idealnie pasował mi pod Cracovię. Trener wybrał Dariusza Kołodzieja i w tym wypadku nie trafił. „Kołek” daje jednak więcej, gdy wchodzi z ławki, w piątek za długo przetrzymywał piłkę, albo dokonywał złych wyborów, więc współpraca „dziesiątki” z Pawelą w pierwszej części nie wyglądała za dobrze. Przesunięcie Damiana Chmiela ze skrzydła do środka po przerwie było dobrym manewrem, bo ten dał sobie tu bardzo dobrze radę. Ale i Bartlewski, który wszedł tylko na końcówkę, już po dwóch pierwszych swoich kontaktach mógł dać drużynie drugą bramkę.
Dobrą zmianę dał też Piotr Malinowski, który uzupełnił na skrzydle lukę pozostawioną przez przesuniętego do środka Chmiela. Był bardzo zdyscyplinowany, grał pod drużynę, a przecież czasem jego akcje bywały dość chaotyczne. W mojej opinii – podobnie jak Kołodziej – „Malina” więcej daje drużynie jako zmiennik. Szkoda, że nie można tego powiedzieć o innym rezerwowym Mikołaju Lebedyńskim. Gdyby jednak w idealnej sytuacji, po kontrze, przyłożył się solidnie do podania do Slobody, który miał przed sobą już tylko pustą bramkę, wybaczyłbym mu nawet te przegrane pojedynki główkowe. Podał jednak jak... junior, obrońca zdołał przeciąć to anemiczne zagranie. Nie chciałbym być w jego skórze, gdyby mecz nie zakończył się zwycięstwem. Domyślam się jednak, że w dniu „Święta Pracy” czyli 1-ego maja, kiedy Podbeskidzie zagra u siebie z Jagiellonią, „Lebo” może dostać wolne...