Należało się jednak spodziewać, że chwalony za grę w obecnym sezonie LKS Pogórze będzie na własnym boisku rywalem wymagającym. W początkowym kwadransie potyczki „pachniało” natomiast trafieniem dla Borów. Dobrych sytuacji nie wykorzystali m.in. główkujący niecelnie Adrian DurajRafał Duraj. Wreszcie w 16. minucie na strzał z dystansu zdecydował się R. Duraj, bramkarz miejscowych Sebastian Trojanowski mógł zachować się lepiej, lecz futbolówkę „wypluł”, a na to tylko czyhał dobijający Piotr Motyka. Mecz układający się po myśli ekipy z Pietrzykowic? Nie tak prędko. W 19. minucie najaktywniejszy w szeregach LKS-u Piotr Ćwielong został zahaczony w „16” przez Jakuba Sołtysika, a w ślad za tym eks-kadrowicz doprowadził do wyrównania.

Kolejne ważne zdarzenia w niedzielnym starciu miały miejsce w okresie kwadransa na przełomie meczowych połów. W 36. minucie przyjezdni znów mogli unosić ręce w górę w geście radości, gdy mierzonym uderzeniem przy słupku popisał się P. Motyka. O ile nastroje w szeregach Borów były wówczas optymistyczne, tak wręcz szampańskie, kiedy o klasycznego gola „do szatni” postarał się R. Duraj. Po powrocie na murawę pietrzykowiczanie razili ponownie – solową akcję przeprowadził Michał Motyka, po czym strzałem w „krótki” róg zaskoczył Trojanowskiego.

Wynik 4:1 wskazywał na sporą różnicę, ale nie był on adekwatny do przebiegu rywalizacji. – Nie zwiesiliśmy głów, bo nie czuliśmy z perspektywy boiska, aby przeciwnik był tak znacząco od nas mocniejszy – klaruje Łukasz Hanzel, grający trener zespołu z Pogórza, który zainicjował pościg. Już w 52. minucie Ćwielong podał w pole karne do Krystiana Stracha, który dokonał kosmetyki rezultatu. Po nieco ponad godzinie konfrontacji miejscowi nadrobili następną bramkę. Sędzia uznał, że Michał Tomaszek piłkę dotknął ręką i powiększył pole obrony strzału, z 11. metrów ponownie do siatki wcelował Ćwielong. Pogórzanie atakowali niezmiennie, kilkukrotnie zmuszając do interwencji Wiesława Arasta, m.in. próbami Ćwielonga czy Patryka Tyrny. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego dogodną szansę zaprzepaścił też uderzający z 6. metra wolejem Krzysztof Kałuża.

„Nerwówka” na całego miała miejsce, kiedy w 85. minucie arbiter wyrzucił na trybuny... debiutującego dziś szkoleniowca Borów. Goście nie mogli pogodzić się, że nie został zaordynowany rzut karny po starciu w „16” z udziałem M. Motyki. Jednocześnie zdołali wytrwać z nikłą przewagą. – Wyszarpaliśmy to zwycięstwo po meczu, który był wyrównany i ciekawy dla kibica. Cieszy, że tak rozpoczynamy wspólną pracę. Gospodarzom należą się ogromne podziękowania za miłe przyjęcie i ugoszczenie po meczu – podsumował Ryszard Kłusek.