Goście przystąpili do meczu ze słusznymi obawami, wszak w ich szeregach zabrakło istotnych „żądeł” w postaci Rafała Adamka oraz Dariusza Dziadka. Pierwszego z gry wykluczył uraz, drugiego zaś obowiązki zawodowe. Ofensywne niedostatki były w trakcie spotkania widoczne. Inna sprawa, że Podhalanka robiła co mogła, aby liderowi „okręgówki” zadanie podtrzymania serii meczów bez porażki utrudnić. – Rozbijaliśmy sporo ataków Tempa, nie dopuszczaliśmy do zagrożenia pod naszą bramką. Nie był to może żaden ładny i widowiskowy występ obu drużyn, bo boisko też miało na to wpływ, ale tydzień temu graliśmy lepiej, a nic to nie dało – podkreśla Sławomir Szymala, szkoleniowiec zespołu z Milówki, który faworyta zdołał zaskoczyć.

Premierowa część potyczki to niecelne uderzenia Jakuba LegierskiegoDawida Okraski ze strony Tempa, wyjątkowo skromnie prezentującego się w kontekście akcji ofensywnych. Odpowiedzią gospodarzy były strzały Maksyma Kostenki oraz Kacpra Najzera, które zgodnie zmusiły do interwencji Zbigniewa Huczałę i zwiastowały to, że Podhalanka będzie w stanie pokusić się o sensacyjne rozstrzygnięcie.

Po przerwie kibice w Milówce doczekali się gola swoich ulubieńców. Była 64. minuta, gdy doświadczony golkiper Tempa źle obliczył lot piłki, próbując ratować sytuację zagrał wprost pod nogi Kacpra Gąsiorka, który otworzył wynik meczu. Podrażnionym stratą futbolistom lidera brakowało elementu zaskoczenia i dopiero w ostatnich minutach powtórnie „zapachniało” remisem. Podanie Michała Pszczółki dotarło na 7. metr do Legierskiego, który znów nie potrafił „zatrudnić” bramkarza rywali.

Tempo wyjechało z Milówki zawiedzione przegraną, dzieląc tym samym los GKS-u Radziechowy-Wieprz i Beskidu Skoczów, które jesienią gubiły punkty na jakże trudnym terenie, a teraz mogły Podhalance... gratulować. – Przepchaliśmy trochę ten mecz, ale styl nie ma w tym przypadku większego znaczenia. Liga będzie jeszcze ciekawsza – kwituje trener pogromcy faworytów do awansu.