Zainspirowała mnie ostatnio rozmowa z jednym z trenerów. Wiadomo, jaki mamy czas. Okres przygotowawczy, transfery, testowanie zawodników. Słowem, jest to wzmożony czas pracy agentów. Na logikę, zawodnik, który nie jest podstawowym zawodnikiem w IV lidze, raczej nie powinien iść do wyższej klasy rozgrywkowej. Oczywiście, nie dlatego nie gra w wyjściowej "11", bo go trener nie lubi czy był jakiś inny konflikt. Jest po prostu słabszy. Ale nie według piłkarskiego agenta. Ten mu załatwia testy w wyższej lidze i jest to oczywiście powód, aby zachować nieetycznie według zespołu, trenera - liczy się przecież "kariera". Samo to, że ktoś chce się testować wyżej nie jest niczym złym, jednak po co od razu palić mosty i łamać słowne umowy? 

 

Jak w zaistniałej sytuacji ocenić agenta? Z jednej strony można go zwymyślać, że ma gdzieś interes klubu, gdzie często ledwo wiąże się koniec z końcem. Z drugiej natomiast... należy docenić, że potrafił znaleźć klub dla zawodnika w wyższej lidze, mimo iż ten nie grał regularnie w swojej obecnej drużynie.

 

Wizerunek agenta piłkarskiego w Polsce nie jest najlepszy - delikatnie mówiąc. Większość anegdot o nieudanych karierach piłkarskich ma w sobie pierwiastek złego menadżera. Przytoczę historię mojego dobrego kolegi z klasy. Miał czas, że "żarło" mu na boisku niesamowicie. Był młodzieżowcem, zdobywał bramki, trafiał do notesów klubów z wyższych lig. W tym czasie nie mógł oderwać się od telefonów agentów. Potem przyszło powołanie do młodzieżowej reprezentacji i kulminacja obietnic gruszek na wierzbie. Pech chciał, że zaznał on poważnej kontuzji i już później nie wrócił do wcześniejszej formy. Wówczas nie było już żadnego agenta, który chciałby wyciągnąć pomocną dłoń i pomóc w odbudowaniu zawodnika... 

 

Nie tylko w Polsce nie lubi się agentów. Taka ciekawostka, w Wielkiej Brytanii w rozgrywkach do 15 roku życia nie podaje się do publicznej wiadomości składów drużyn. Jak myślicie, czym to jest spowodowane? Oczywiście obawą przed menadżerami. A to jednak najważniejszym elementem pracy każdego agenta jest wyszukiwanie młodych talentów i kierowanie ich karierą. Większość czasu spędzają oni "w terenie", obserwując poczynania juniorów i młodych zawodników. Taka już to jest robota.

 

W latach 90-tych Dave Bassett, menedżer Nottingham Forest przestrzegał, że nadchodzą czasy, w których piłkarze i agenci będą rządzić futbolem. Jego wizja nie spełniła się w pełni, ale faktem jest, że agenci mają duży wpływ na piłkę nożną. Na szczęście z duchem czasu pojawiają się też pozytywne przykłady. Popatrzmy jak dobrze jest prowadzona kariera Jakuba Kiwiora, którego interesy reprezentuje Rafał Kędzior. 

 

W świecie agentów piłkarskich brakuje najważniejszej cechy, człowieczeństwa - po prostu. A być może ona jest, tylko my jej nie widzimy?