– Czeka nas trudne zadanie – mówił przed wyjazdem do Katowic trener żywczanek Robert Sołtysek, który choćby mając w pamięci lipcową sparingową przegraną Mitechu z piłkarkami GKS-u przeczuwał, że gospodynie walczyć będą o pełną pulę...

I jak można było oczekiwać to zmotywowane katowiczanki nadawały ton grze, częściej przeprowadzając ofensywne akcje zwiastujące bramkową zdobycz. Swego beniaminek Ekstraligi dopiął w 34. minucie, gdy w pole karne wpadła Kinga Kozak, by mierzonym uderzeniem w kierunku dalszego słupka zmusić Aleksandrę Komosę do kapitulacji. Przyjezdne odpowiedziały szczególnie jedną obiecującą próbą. Stanislavie Liskovej centymetrów zabrakło, by wychodząc na dogodną pozycję uprzedzić bramkarkę GKS-u i to swojej drużynie zapewnić nieznaczną przewagę.

Obraz gry nie uległ odmianie po powrocie drużyn na boisko. Miejscowe przeważały i kilkukrotnie „zatrudniły” Komosę, która z kolei notorycznie stawała na wysokości zadania. Tak było do 87. minuty. Indywidualną szarżę przeprowadziła Joanna Wróblewska, żadna z defensorek Mitechu jej nie zastopowała, strzał minął również bezradną w tej sytuacji Komosę. Faktem wobec powyższego stała się skądinąd zasłużona z przebiegu gry porażka podopiecznych trenera Sołtyska.