Jedna jaskółka wiosny nie czyni? Być może. Ale każdy punktowy łup, a tych wiosną nagromadzili już dość pokaźną ilość, przybliża "rekordzistów" do osiągnięcia nadrzędnego celu. Z delegacji w Rzeszowie wyjechali w pełni ukontentowani, tymczasowo przynajmniej wydostali się "nad kreskę" i mogą z optymizmem wypatrywać kolejnych spotkań o punkty...

Już do przerwy w piątkowej konfrontacji bielszczanie w niczym rywalowi nie ustępowali, poza... liczbą goli. Jedynie trafienie, mające charakter nieco przypadkowy, Resovia odnotowała za sprawą młodego napastnika Dawida Bałdygi, który nic nie robiąc sobie z trudnej pozycji strzeleckiego pokonał golkipera Rekordu. Ci wcześniej mogli gospodarzy zaskoczyć. W 20. minucie Jan Ciućka ostemplował słupek uderzeniem z narożnika "16". Na finiszu premierowej części mógł wyrównać, ale górą w bezpośrednim pojedynku był Jakub Tetyk. W porę za to rzeszowscy defensorzy blokowali próby Tomasza NowakaJakuba Kempnego.

W rewanżowych 45. minutach podopieczni Dariusza Ruckiego dowiedli dobrej dziś dyspozycji, w efekcie czego wyrwali ekipie z Rzeszowa wszystkie "oczka". W 61. minucie piłkę defensorom Resovii odebrał Daniel Świderski, dograł wzdłuż bramki do Ciućki, który doczekał się zasłużonego gola. Rozstrzygnięcie na korzyść Rekordu nastąpiło w 80. minucie. Bohaterowi wyjazdu zamienili się rolami, bo wzorcową kontrę Ciućka okrasił asystą, zaś jego kolega z ofensywy - arcyważnym trafieniem.

W znacząco doliczonym czasie do regulaminowego miejscowi naciskali, kilkukrotnie futbolówkę wrzucali w kierunku bramki strzeżonej przez Wiktora Kaczorowskiego, ale żadnej paniki "w tyłach" Rekordu nie wywołali. Najbardziej żałować mogli uderzeń Maksymiliana Hebla, w tym tego najgroźniejszego z 74. minuty, sparowanego przez golkipera triumfatorów potyczki. Inna sprawa, że w premierowym fragmencie drugiej części Świderskiemu brakowało niewiele, aby zainicjować "rekordowe" strzelanie.