Kolejnym gościem naszej cotygodniowej STREFY WYWIADU jest Grzegorz Szulc. Z aktualnym trenerem Zapory Porąbka, zarazem wykładowcą Wyższej Szkoły Edukacji w Sporcie z Bielska-Białej, rozmawialiśmy o Bielskiej Lidze Okręgowej oraz jakości szkolenia w naszym kraju.

SportoweBeskidy.pl: Na naszych łamach stwierdził pan, że w tym sezonie pozostaje Zaporze tylko gra o utrzymanie... Grzegorz Szulc: Zgadza się. Trzeba obiektywnie podejść do tematu. Gramy o utrzymanie. Przed rozpoczęciem rundy liczyliśmy na grę o miejsca 7-8. Takie mieliśmy założenia. Liga nasze założenia zweryfikowała.

SportoweBeskidy.pl: Jak pan ocenia potencjał piłkarski Zapory na tle pozostałych zespołów „okręgówki”? G.Sz.: Kadra drużyny oparta jest na zawodnikach z Porąbki i okolic. Niewielu jest graczy z zewnątrz. Janusz Cyran dojeżdża z Bielska-Białej, jest trzech chłopaków z Pisarzowic. To wszystko. Działacze odchodzą od modelu, który funkcjonował w klubie stosunkowo niedawno. Zawodnicy nie dostają pieniędzy za grę. Dostają premie za zwycięstwa, mogą liczyć na zwrot kosztów dojazdu. Prezesi tego nie ukrywają. W styczniu postawili sprawę jasno. Być może znaleźliby się zawodnicy, którzy zechcieliby nas wzmocnić, ale nie każdy chce grać za darmo. Kadra przed startem rundy rewanżowej skurczyła się. Ze względów rodzinnych z gry zrezygnował kapitan Mateusz Janosz, którego brakuje nam w ataku. Potrafił sfinalizować akcję. Bocznego pomocnika Mateusza Smolca oraz napastnika Krzyśka Szczypki również nie ma z nami. Wypadło z zespołu trzech podstawowych zawodników. Ponadto, treningów nie wznowili Tomasz i Dariusz Koniorczykowie, którzy byli żelaznymi rezerwowymi i zawsze można było na nich liczyć. Tomek prowadzi grupy młodzieżowe u nas w klubie, poświęca na to zajęcie dużo czasu, pracuje także zawodowo. Rozumiem jego decyzję. Kadra liczy aktualnie 15 zawodników, trenuje z nami dwóch juniorów – Maciej Gąsiorek i Piotr Flasz. Uważam, że okolice miejsca dziesiątego oddają potencjał zespołu. Na to nas stać w tym momencie. Patrząc w tabelę musimy w pierwszej kolejności uciekać od zespołów zajmujących ostatnie lokaty. Jeśli zajmiemy na koniec sezonu 12. pozycję, to nie będzie źle.

Szulc Grzegorz 2 SportoweBeskidy.pl: Grał pan w lidze okręgowej kilka lat temu. Poziom rozgrywek mocno się obniżył? G.Sz.: Za moich czasów w „okręgówce” grał BKS, grała mocna Kuźnia, mocny Piast. Poziom był dwa, może trzy razy wyższy. Obecny poziom rozgrywek oceniłbym jako dostateczny. Jest kilka zespołów, które prezentują poukładany futbol. Wymieniłbym w tym gronie drużyny z Bestwiny, Landeka, Ustronia, Dankowic. Widoczny jest postęp w grze zespołów z Żywiecczyzny. Ich sposób gry kilka lat temu opierał się na prostych zasadach – kopnij do przodu i biegnij. To się zmieniło i to jest duży plus. Poziom mimo to spada. Nie tylko w „okręgówce”. W Ekstraklasie, czy I lidze również pozostawia sporo do życzenia.

SportoweBeskidy.pl: Z czego to wynika? G.Sz.: Nie ma w Polsce systemu szkolenia. Większość trenerów pracujących z młodzieżą, robi to według własnego pomysłu. Pojawiają się szkółki, ale nie trafiają do nich wszyscy utalentowani gracze. W naszym regionie niezłą pracę wykonują w Podbeskidziu i Rekordzie, wiodących ośrodkach. Niestety, w Ekstraklasie nie grają wychowankowie. Nieco inaczej sytuacja wygląda w Rekordzie. Trener Gumola daje szanse wychowankom, to mi się podoba. Tam mamy jednak do czynienia z III ligą. A wracając do Podbeskidzia. Nie ma wychowanków, czyli szkolenie nie funkcjonuje tak, jak powinno. Łatwiej kupić zawodnika, najlepiej z zagranicy, ale to zupełnie inny temat.

SportoweBeskidy.pl: Pojawił się w naszej rozmowie temat pieniędzy. Ich obecność na poziomie okręgowym, czy a-klasowym nie psuje ligi, rywalizacji? Jeśli w klubie „X” płacą za grę, to idąc do klubu „Y” zawodnik również liczy na „kasę”. G.Sz.: Oczywiście, że psują. Młodzi zawodnicy szukają klubu, np. po ukończeniu szkółki Rekordu bądź Podbeskidzia i na wstępnie pytają o pieniądze. Chłopak nic jeszcze nie pograł, nic nie pokazał, ale stawia warunki finansowe. „Chcę 600 zł na miesiąc i możemy rozmawiać” – spotkałem się z takimi sytuacjami. Większość klubów z niższych ligi funkcjonuje dzięki wsparciu władz samorządowych, czasami drobnych, prywatnych sponsorów. Prezesi klubów doprowadzili do takiej sytuacji. Sprowadzali nietuzinkowych zawodników, jak na realia „okręgówki”, płacili im niezłe pieniądze. Za moich czasów grając w „okręgówce” można było dorobić sobie drugą pensję. W większości klubów aktualnie pieniędzy jest coraz mniej. Działacze przyzwyczaili jednak zawodników do tego, że płacą za grę.

SportoweBeskidy.pl: Butów na kołku jeszcze pan nie zawiesił. Jest zatem nadal „aktywnym” bramkarzem. Zobaczymy jeszcze Grzegorza Szulca w akcji? G.Sz.: Trudno powiedzieć. Nie przewiduję takiej sytuacji. Nie jestem zwolennikiem łączenia funkcji zawodnika i trenera. Skupiam się na pracy szkoleniowej. Wejdę do bramki tylko wtedy, kiedy zmusi mnie do tego sytuacja. Tak było, gry prowadziłem Orła Kozy. Bramkarz dostał czerwoną kartkę i grałem za niego. Jestem cały czas w treningu, ale trening przeprowadzić, a wziąć w nim czynny udział to dwie różne rzeczy.

Szulc Grzegorz 1 SportoweBeskidy.pl: „Wzorową” drabinkę trenerską pan przeszedł. Od żaków, poprzez trampkarzy, juniorów, aż po seniorów... G.Sz.: Zgadza się, tak się złożyło. Pracy w Porąbce nie planowałem. Docelowo zajmuję się całkowicie czymś innym. Zostałem trenerem Zapory za namową mojego poprzednika Andrzeja Jurczaka. Z zespołem trenowałem trenowałem, relaksowałem” się w ten sposób. O grze i prowadzeniu zespołu nie myślałem. W weekendy miałem i nadal mam co robić. Pracuję na uczelni, edukuję trenerów i instruktorów różnych dyscyplin sportowych. Nie wiem czy w przyszłości będę pracował z jakimś zespołem. Kiedyś na szkoleniu usłyszałem zdanie, które utkwiło mi w pamięci – „Jeśli z zespołem spotykasz się trzy razy w tygodniu, a po raz czwarty jesteś z nim podczas meczu, to nie masz nad zawodnikami żadnej kontroli”. Trenerzy biorą odpowiedzialność za wyniki, biorą za to pieniądze, ale na tym poziomie mają jakieś 30 procent wpływu na wyniki. Zawodnicy pracują, uczą się, mają rodziny, swoje problemy. Piłkarze nie mogą się skupić tylko na grze, trener tylko na swoim zajęciu. Praca trenera na tym poziomie nie należy do łatwych. Nie ukrywam jednak, że czerpię z tego przyjemność. Najważniejsze jest to, żeby mieć z kim pracować, a w niższych ligach różnie z frekwencją bywa.

SportoweBeskidy.pl: Piłkarze Zapory mogą liczyć na kontynuację współpracy z panem? G.Sz.: Ciężko powiedzieć. Dużo będzie zależeć od wyniku końcowego. Czas pokaże. Skupiamy się na walce o utrzymanie. W czerwcu, lipcu będziemy myśleć nad przyszłością. Praca na uczelni daje mi dużo frajdy, na tym się skupiam i to jest moje „oczko w głowie”. Z dzieciakami nadal się bawię, jestem nauczycielem wychowania fizycznego w gimnazjum. Wszystko kręci się więc wokół sportu.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. G.Sz.: Dziękuję.

Rozmawiał: Krzysztof Biłka