„HALLOWEEN” I TERMINATORZY
Niby ci sami ludzie, a jakże inni. W czwartek we Wrocławiu, w meczu ze Śląskiem, w drugiej połowie widziałem piłkarskiego „trupa”… Jakby wszyscy przebrali się już na wieczorne imprezy Halloween, których w stolicy Dolnego Śląska tej nocy było sporo. W poniedziałek, gdy do Bielska-Białej przyjechała Wisła, na boisku znaleźli się… terminatorzy. Biegający na pełnej mocy od pierwszego do ostatniego gwizdka. Cztery dni i kompletna metamorfoza. „Ostrzał” bramki Michała Miśkiewicza był nieprawdopodobny. Golkiper „Białej Gwiazdy” takiego „gradobicia” w tym sezonie jeszcze nie widział. Ale przetrwał. Podbeskidzie Leszka Ojrzyńskiego w trzech meczach zdobyło dwa punkty. Ale nie strzeliło gola.
Do pierwszego meczu „Górali” pod wodzą „Ojrzy” – z Ruchem Chorzów – z premedytacją nie wracam, bo było to jak niezbyt udana „randka w ciemno”. Nikt siebie za dobrze nie znał i nie wiedział czego od siebie oczekiwać. Zdziwiło mnie tylko odstawienie od składu najlepszego zawodnika meczu z Cracovią, Sebastiana Bartlewskiego, ale trener szukał innych walorów, niż te prezentowane przez pupila Czesława Michniewicza.
We Wrocławiu widać było jak na dłoni, że były opiekun Korony prezentuje zupełnie inny styl prowadzenia drużyny w trakcie meczu. „Polski Mourinho” raczej spokojnie wszystko analizował, jego następca gestykuluje, krzyczy, koryguje ustawienie, zachęca do właściwego przesuwania, asekurowania i wychodzenia na pozycję. Zespół ma być w ciągłym ruchu i w pierwszej połowie we Wrocławiu był. Dużo piłek odebrał i mądrze atakował. Ale do czasu. Taki sposób wymaga końskiego zdrowia. I przygotowania. A co do niego ciągle są wątpliwości… W drugiej połowie tych walorów nie było już widać.
Skąd więc w kilka dni później zespół wyglądał, jak zajączek z reklamy Duracella? Wyjściowa jedenastka tak bardzo się nie zmieniła, ale jednak być może po raz pierwszy została idealnie zestawiona. Tomasz Górkiewicz idealnie pasuje do charakteru trenera, Marek Sokołowski zna doskonale grę na boku pomocy, pod bramką rywala potrafi się zachować czasem lepiej niż pod… własną. Fabian Pawela do walki stworzony jest bardziej od Rudolfa Urbana czy Adama Deji. Piotr Malinowski i Krzysztof Chrapek będą „szarpać” aż do absolutnego wyczerpania.
Dwa dni wolnego na czas najsmutniejszych świąt w roku mógł w pewnym sensie akumulatory podładować. Ale co jeszcze? Szkoleniowiec nie chce zdradzać co tak naprawdę odmieniło „Górali”. Raczej nie zmiana trenowania. Zostaje psychika. Ojrzyński mówi, że wpłynął na zespół „dobrym słowem”… W Kielcach jednak inaczej właściwy efekt wywoływał. Więc może było to coś w rodzaju ostatniego ostrzeżenia? Kto nie będzie „zasuwał”, za chwilę straci miejsce w zespole i roboty będzie szukać. Chłopaki wzięli sobie te słowa do serca. Muszą to tylko powtarzać co mecz. Skoro stłamsili wicelidera, nikogo nie muszą się obawiać. Bramki w końcu zaczną wpadać. Powinny już w poniedziałek. Nawet bez klasowego snajpera.