Hit wyjątkowo zgodny
To było starcie wzbudzające nie bez przyczyny ogromne emocje. W klasyku na poziomie "okręgówki" Beskid Skoczów podejmował Błyskawicę Drogomyśl, licząc na podtrzymanie miana zespołu wiosną w lidze niepokonanego.
Ta sztuka ekipie spod Kaplicówki się powiodła. Ale stwierdzenie, że gospodarze byli po dzisiejszym meczu w pełni zadowoleni jest mocno na wyrost. – Dużo było intensywności w grze, a my mieliśmy swoje okazje. Przy deficycie ludzkim mogliśmy pokonać lidera i to bardziej rywal kończył mecz z wynikiem dla siebie korzystnym – ocenia Bartosz Woźniak, szkoleniowiec skoczowskiej drużyny, która Błyskawicy stawiła czoła mimo istotnych absencji w ofensywie. Trener Beskidu skorzystać nie mógł dziś nie tylko z czołowego strzelca Jakuba Krucka, ale i Marcina Jaworzyna, Krzysztofa Surawskiego czy Mieczysława Sikory.
Wspomniane ubytki nie przeszkodziły gospodarzom w objęciu prowadzeniu. To w następstwie strzału Cezarego Ferfeckiego z rzutu wolnego w 32. minucie, z którym nie poradził sobie Mateusz Pońc. Radość skoczowian nie trwała długo, bo już w 33. minucie wyrównał Dominik Szczęch. Pomocnik wykorzystał rzut karny po faulu Konrada Chrapka względem Krzysztofa Koczura. – To były piłkarskie szachy, a często stałe fragmenty odgrywają w takich okolicznościach kluczową rolę. Tak też obie drużyny stwarzały dziś największe zagrożenie – opowiada Krystian Papatanasiu, trener drogomyślan.
Druga połowa spotkania nie przyniosła zmiany wyniku. Gospodarze żałowali kilku sytuacji, w tym zwłaszcza uderzeń Wojciecha Padły, przy których w ostatniej chwili niebezpieczeństwo zażegnywali defensorzy lidera. Ten z kolei odgryźć się mógł w 80. minucie, ale wypad Eryka Rybki na pozycję sam na sam z Konradem Kruckiem został zaprzepaszczony. Przyjezdni zakładany cel wywiezienia punktu z trudnego terenu jednakże osiągnęli, robiąc kolejny krok w stronę mistrzostwa „okręgówki”. Beskidowi o załapanie się do grona drużyn uzyskujących awans przyjdzie jeszcze zaciekle walczyć.