Nadzieje związane z meczem przeciwko siatkarzom Barkomu Każany były oczywiste – gospodarze liczyli na długo wyczekiwane przełamanie i rozpoczęcie jeszcze w grudniu marszu w górę tabeli. O tyle były one zasadne, że lwowianie nie prezentowali się ostatnio najlepiej, a w poszczególnych ich meczach dało się odczuć zmęczenie. Doskonale jednak wiedzieli to, co inne drużyny gromadzące punkty – z kim owych łupów szukać, jeśli nie w konfrontacji z wybitnie dołującym BBTS-em?

Właściwie już na wstępie bielszczanie przekonali się, że o wygraną wcale łatwo nie będzie. Gdy błąd w ataku popełnił Konstantin Cupkovic rywale odskoczyli na 10:7 i – co gorsza – ani myśleli zwalniać tempo, bo po kontrze wykorzystanej przez Vladyslava Shchurova zbudowali przewagę 15:10. Szansa na odwrócenie losów seta pojawiła się po punktowej zagrywce Dawida Wocha i bloku Mateusza Zawalskiego, gdy wynik zmienił się na 19:18 dla przyjezdnych, ale niemal tradycyjne kłopoty w przyjęciu zniweczyły zainicjowaną pogoń.
 


Olbrzymich emocji dostarczył set drugi. I on też okazał się mieć znaczenie decydujące. BBTS przegrywał w nim 9:13, ale poderwał się do walki, by po punktowym serwisie Cupkovicia być nieznacznie z przodu 16:14. To ekipa z Lwowa jako pierwsza wypracowała sobie jednak piłkę setową, potem miała ich całą masę w zaciętej grze na przewagi. Najczęściej „kasowane” były wobec pomyłek gości, choć swoje robił też osamotniony w ofensywie Jake Hanes (22 „oczka” w meczu). Kluczowe punkty dla Barkomu Każany zanotował wreszcie Jonas Kvalen, m.in. blokując Amerykanina. Dalsza część spotkania to popis przyjezdnych i totalny brak wiary w szeregach bielskiej drużyny, która już przed granicą dwucyfrową była w odwrocie przy stanie 3:9 z perspektywy bezradnych gospodarzy.

BBTS Bielsko-Biała – Barkom Każany Lwów 0:3 (21:25, 31:33, 16:25)

BBTS:
Gil, Gergye, Woch, Hanes, Cupkovic, Zawalski, Fijałek (libero) oraz Teklak (libero), Urbanowicz, Pujol, Formela, Siek
Trener: Kapelus