Nic nie może przecież wiecznie trwać - przekonali się o tym dziś zawodnicy z Czańca, którzy do meczu ze Spójnią podeszli mając na koncie sześć meczów z rzędu bez porażki. - Szkoda, że ta seria się zakończyła. Nie da się jednak wygrywać meczów mając tylko jeden strzał w światło bramki - przyznaje trener LKS-u, Szymon Waligóra. - Mecz był dość wyrównany. Zmierzyliśmy się z solidnym rywalem. Po naszej stronie były jednak "konkrety" - dodaje natomiast szkoleniowiec Spójni, Dariusz Kłus. 

 

Trudnym zadaniem byłoby wskazanie drużyny przeważającej w premierowej odsłonie spotkania, szczególnie jeśli chodzi o posiadanie piłki. Niemniej, zdecydowanie groźniejsi jeśli chodzi o ofensywę byli gospodarze. Piłkarze LKS-u prócz dwóch strzałów Andriy Apanchuka nie stworzyli sobie klarowniejszej okazji. Landeczanie natomiast objęli prowadzenie w 20. minucie, gdy Szymon Kuś, po podaniu Wojciecha Pisarka, płaskim strzałem z pola karnego zaskoczył bramkarza LKS-u. Prowadzenie Spójni mogło być bardziej okazałe, lecz w końcówce pierwszej połowy minimalnie z bliskiej odległości chybił Karol Lewandowski. 

 

Druga połowa rozpoczęła się świetnie dla gospodarzy. W 52. minucie składną kontrę swej drużyny zamknął Filip Moiczek, który chwilę wcześniej zameldował się na placu gry. Ekipa z Czańca podjęła jednak walkę. W 60. minucie Oleksandr Apanchuk celnie przymierzył z "wapna" podyktowanego za zagranie ręką przez piłkarza Spójni. Na więcej jednak tego dnia landeczanie nie pozwolili, a decydujący "cios" w końcówce wymierzył Pisarek, który w podbramkowym chaosie lobem pokonał Patryka Kierlina.