– Przeciwnik wytrącił nam nasze najistotniejsze atuty. Na boisku, na którym przyszło nam grać radził sobie lepiej, co tyczy się zwłaszcza drugiej połowy. Mało było w niej piłki, a za to dużo walki. Taka klasyczna kopanina, w której nie czuliśmy się komfortowo – tak do spotkania zakończonego rozczarowującym z perspektywy GLKS-u wynikiem 0:0 odnosi się jego szkoleniowiec Krzysztof Bąk.
 


Niemniej jednak, by nie wystawiać ekipie z Wilkowic oceny nazbyt surowej, należy wspomnieć, że premierowe 45. minut było w wykonaniu gości przyzwoite. To, czego natomiast ewidentnie brakowało, to finalizacja przeprowadzonych akcji zaczepnych. Już w 1. minucie „oko w oko” z golkiperem LKS-u stanął Daniel Kasprzycki, lecz to rywal był górą. Za moment futbolówkę wycofaną na 8. metrze otrzymał Dominik Kępys, ale i jemu dokładności zabrakło. Sam przed bramkarzem miejscowych stanął w dalszej fazie tej części Jakub Caputa. Efekt? Niestety bliźniaczy. A skoro gola nijak strzelić się nie da, to i wygrywać również.