Podhalanka od samego początku sezonu wzbudzała infantylne odczucia wśród klubów biorących udział w rozgrywkach a-klasowych. Zespół z Milówki od 6. kolejki wyznaczył sobie termin rozgrywania meczów domowych na sobotę godzinę... 11:00. Trenerzy innych drużyn na naszych łamach niejednokrotnie oceniali tę decyzję w sposób co najmniej mocny. Wiadomo - A-klasa to liga stricte amatorska, której głównym założeniem jest cieszyć się futbolem. Cieszyć, czyli rozegrać przed rodziną, tudzież znajomymi 1 mecz w weekend (w godzinach popołudniowych), a po końcowym gwizdku wspólnie zjeść kiełbaskę i wypić piwko (albo 2). Sobota godzina 11:00? Termin to niekorzystny dla wielu zawodników, którzy przecież w wielu przypadkach są świeżo po "nocce" lub pracują do południa. Dlatego niektóre drużyny do Milówki przyjechały albo zdekompletowane, albo nie przyjechały wcale (czytaj Beskid Gilowice). Interweniować w tej sprawie postanowił więc Podokręg Żywiec. - Wywalczyłem w Śląskim Związku Piłki Nożnej, że mecze na poziomie A-klasy w soboty mogą być rozgrywane najwcześniej o godzinie 13:00. Taka była prośba klubów - mówi nam Dariusz Mrowiec, szef wszystkich szefów na Żywiecczyźnie. 
 
Spotkania Podhalanki w rundzie wiosennej zostały przesunięte o 2 godziny później. Ta pora nie odpowiadała jednak zespołowi, więc klub zdecydował się ostatecznie przełożyć mecze na godz. 16:00. I tu zatrzymajmy się na chwil kilka. - Podhalanka nie wysłała nam jednego, zbiorczego komunikatu z prośbą o przesunięcie wszystkich meczów na godzinę 16:00, lecz robiła to pojedynczo przed każdą kolejką. Przed meczem z Borami Pietrzykowice żadnego maila nie otrzymaliśmy - dowiadujemy się od Mrowca. - W czwartek otrzymałem telefon od prezesa klubu z Milówki z zapytaniem, jak to się stało, że mecz jest o 13. skoro przesuwali go na 16. Nic do nas jednak nie wpłynęło, dlatego nie podaliśmy takich informacji w komunikacie - powiedział nam Arkadiusz Kaczkowski, pracownik Podokręgu Żywiec. - Na "gębę" nic nie może być załatwione. Wszystko musi być na piśmie. Zawiodła komunikacja na linii klub - podokręg. Najbardziej ucierpieli zawodnicy Podhalanki i Borów, którzy chcieli grać. Nie mogli się jednak porozumieć co do godziny - dodaje Mrowiec. Ostatecznie mecz został odwołany na niecałą dobę przed planowanym pierwszym gwizdkiem arbitra.
 
Jak udało nam się dowiedzieć, starcie zespołów z Milówki i Pietrzykowic ma odbyć się w środę 5 czerwca o godz. 18:00. I tu rodzą się kolejne problemy. Dariusz Kozieł, trener Podhalanki i odpowiedzialny za wyniki Borów Sebastian Gruszfeld zgodnie przyznają, że takie spotkanie nie powinno być rozgrywane w środku tygodnia. - To jest piłka amatorska. Ludzie pracują w systemie zmianowym lub daleko od miejsca zamieszkania. Była propozycja z obu stron, aby ten mecz rozegrać po sezonie, ale Podokręg nie wyraził zgody - zauważył Kozieł. - Nie akceptujemy tego terminu. Już teraz wiem, że 5 czerwca nie będę miał do swojej dyspozycji co najmniej 6 zawodników - powiedział natomiast Gruszfeld. 
 
Sytuacja, która miała miejsce w ostatnich dniach na Żywiecczyźnie, jest ciężka do ogarnięcia. Mecz 1. z 2. siłą ligi nie doszedł do skutku. Dlaczego? Tu chyba każdy zainteresowany nuci sobie nutkę Zenona Martyniuka. No, ale jak to mówi polski klasyk: "Liga będzie teraz ciekawsza". Poza tym jesteśmy tylko omylnymi ludźmi. Kto nigdy nie zawinił niech pierwszy rzuci kamieniem kopnie piłkę.