90-minutowa konfrontacja nie wystarczyła dziś do wyłonienia pucharowego finalisty. Krok ten najważniejszy wykonali ostatecznie podopieczni trenera Krzysztofa Bąka. W konkursie „11” byli całkowicie bezbłędni. Decydujące trafienie zanotował Wiktor Matlak, bo chwilę po jego uderzeniu futbolówkę obok bramki posłał Wojciech Wilczek. – Postawiliśmy sobie cel, aby zdobyć awans do wielkiego finału, więc trudno ukryć to, że jesteśmy zadowoleni. Bez względu na to z kim zagramy będzie to dla drużyny fajna nagroda – przyznaje szkoleniowiec reprezentanta „okręgówki”.
 



Oba zespoły do rywalizacji podeszły ze zrozumiałym respektem – bestwinianie mieli pełną świadomością bramkostrzelności i wysokiej formy GLKS-u, przeciwnie zaś gospodarze stawić czoła musieli rywalowi szczebla IV-ligowego. Do spółki stworzyły widowisko ciekawe, toczone w dobrym tempie i choć elementem dominującym była walka – momentami twarda i bezpardonowa – to i nie zabrakło piłkarskich argumentów, zaprezentowanych zgodnie przez pucharowych półfinalistów.

Gole w czasie regulaminowym nie padły, co nie znaczy, że okazji ku temu brakowało. Nie dziwi to w przypadku zespołu wyżej notowanego w hierarchii, który kilkakroć sprawdził czujność Richarda Zajaca. Zadanie gościom z Bestwiny utrudniła nader skutecznie „cegła”, którą w 47. minucie obejrzał Kacper Mielnikiewicz.

A ubiegający się o niespodziankę GLKS? W 45. minucie Daniel Kasprzycki pomylił się minimalnie. Wstęp drugiej połowy to dwójkowy wypad Dominika Kępysa Janusza Bąka, w której ten pierwszy minął Mateusza Kudrysa, ale znalazł się w następstwie tego manewru w sytuacji na tyle niewygodnej, że defensorzy LKS-u „skasowali” zagrożenie. Wilkowiczanie o zwycięską bramkę pokusić się mogli również wobec strzału Kasprzyckiego czy chybionej w bliskości poprzeczki bomby Tomasza Gali z odległości około 30. metrów.