Jakub Wiśniowski: Mimo słabych wyników nie ma w naszym klubie żadnej „załamki”
Tąpnięcie w klubie z Goleszowa stało się faktem. Uspokajamy jednakże kibiców – nie ma ono związku ze sportowymi dokonaniami piłkarzy, którzy swoich sympatyków wynikami po awansie do „okręgówki” nie rozpieszczają. W każdym razie czynny wciąż zawodnik Jakub Wiśniowski to od minionego tygodnia nowy prezes klubu. Tę nominację czynimy podłożem STREFY WYWIADU.
SportoweBeskidy.pl: Walne Zgromadzenie Zarządu i Członków LKS Goleszów powierzyło Jakubowi Wiśniowskiemu obowiązki prezesa. Skąd ta nagła roszada w toku trwającego już sezonu?
Jakub Wiśniowski: Dotychczasowy prezes Wojciech Pilch nie jest w stanie pełnić tej funkcji dalej z racji natłoku spraw osobistych, stąd konieczność znalezienia nowej osoby odpowiedzialnej za dalszy los klubu. Uznaliśmy w szerszym gronie osób zaangażowanych w klubie, że to w jakimś sensie naturalne, aby został prezesem. Nie wydarzyło się to więc z dnia na dzień i zostało dobrze przemyślane. W klubie jako zawodnik jestem od 15 lat. Bardzo się z nim zżyłem, wiem też jak wszystko wygląda od środka, bo pełniłem w ostatnim czasie rolę sekretarza. Znam poza tym te najważniejsze bieżące potrzeby klubu.
SportoweBeskidy.pl: Odnosząc się do aspektu czysto sportowego – ta największa potrzeba to... punkty, których w lidze okręgowej macie właściwie tyle, co nic.
J.W.: Liczę na to, że ruszymy niebawem w dobrym kierunku. Jak słusznie przedstawiał to trener Marek Bakun na łamach portalu, posypała się nam linia obrony w okresie przygotowań do sezonu. Odeszło kilku ważnych zawodników, wybierających drogę do Dębowca. O zastępców nie było niestety łatwo, bo znacząca większość piłkarzy miała już wtedy „zaklepane” kluby. Pomaga nam Henryk Krzywoń, wcześniej grający w Iskrze Iskrzyczyn, jest z nami wypożyczony z Kuźni Ustroń Mateusz Gawlas. To niewątpliwie wartościowe nabytki. Gdybyśmy mieli obu w składzie, to pewnie spotkania z Góralem Istebna czy Wisłą Strumień potoczyłyby się inaczej. Traciliśmy na starcie ligi dużo golu, skuteczność w ofensywie nie była naszym atutem. Ale wierzymy w pozytywną zmianę.
SportoweBeskidy.pl: Na czym opierać ten optymizm?
J.W.: Gra jest w ostatnich meczach wyraźnie lepsza, wyniki także, choć jeszcze nie punktujemy. Trener poukładał pewne rzeczy inaczej, zmienił system gry i to daje efekty. Przed nami ważne mecze – jedziemy do Żabnicy, później podejmujemy zespół ze Ślemienia. Zdobycze w tych spotkaniach są kluczowe, aby jeszcze się nieco przed zimową przerwą odbić. Komunikat odnoszący się do rozgrywek przed ich rozpoczęciem jasno wskazywał, że degradacja dotknie jednej drużyny i nie zamierzamy nią być.
SportoweBeskidy.pl: Na zmianę trenera w Goleszowie się nie zapowiada? Może byłoby tak najłatwiej dokonać jakiegoś wstrząsu?
J.W.: Nie, nie, takiego tematu nie ma. Z trenerem Markiem bardzo dobrze się nam współpracuje od strony zarządu. Uczestniczę regularnie w treningach i widzę, jak to wygląda. Trener do każdych zajęć jest przygotowany, chłopcy są zadowoleni z pracy, jaką wspólnie wykonujemy. Najważniejsze jest moim zdaniem to, że mimo słabych wyników nie ma żadnej „załamki”. Jesteśmy „czerwoną latarnią” ligi, ale motywacji w zespole nie brakuje. Mankamentem są kłopoty kadrowe i mamy w klubie pełną tego świadomość, zatem żadne nerwowe ruchy nie są wskazane.
SportoweBeskidy.pl: W waszej gminie jesteście obecnie trochę w cieniu. Fakt, że awansowaliście ze szczebla a-klasowego, ale Tempo Puńców całkiem nieźle poczyna sobie przecież w IV lidze.
J.W.: Wiadomo, że na kluby patrzy się w pierwszej kolejności przez pryzmat ligi, w której występuje. Uważam, że jakiejś niezdrowej rywalizacji w gminie nie ma. Znam chłopaków z Puńcowa, a z trenerem tej drużyny pochodzimy z tej samej wioski. Wyniki pokazują, że Tempo zmierza we właściwym kierunku i trzeba kibicować, aby tak było jak najdłużej.
SportoweBeskidy.pl: Trzeba przyznać, że blisko jest tego, aby dysproporcja między klubami z Puńcowa i Goleszowa jednak się powiększyła...
J.W.: Cały czas podtrzymujemy wolę utrzymania się. Nie jest to w mojej opinii żadna abstrakcja. Zamykamy tabelę, ale nie mówimy tylko o tym, aby sezon dograć, ale jeszcze coś w nim ugrać. Będziemy robić wszystko w tym celu, włącznie ze sprowadzeniem zimą do Goleszowa nowych twarzy. Przyszły sezon będzie po reformie nieco inny, ale chcielibyśmy wciąż rywalizować z drużynami mocniejszymi od nas. Śledzę w tym sezonie zmagania w A-klasie i przeskok w porównaniu do obecnej „okręgówki” jest jednak znaczący.
SportoweBeskidy.pl: Twoje inne plany w roli prezesa LKS Goleszów?
J.W.: Będziemy czynić usilne starania, aby polepszyć murawę na naszym obiekcie pod kątem odbywania treningów i rozgrywania meczów. Przed sezonem wymieniliśmy bramki, boisko zostało poszerzone, ale ciągle trzeba wkładać dużo pracy, aby pewien standard utrzymywać. Myślę o tym, aby wprowadzić jakąś małą odnowę biologiczną przy obiekcie. Poza tym sporo drobiazgów. Marzy się nam wiata ze stałym zadaszeniem, aby niezależnie od pogody można było spędzać przy klubie trochę więcej czasu w szerszym gronie. Infrastruktura to istotna kwestia, gdy patrzy się pod kątem rozwoju.