Od poniedziałku do soboty w Bielsku-Białej gościł pierwszoligowy GKS Tychy. Zespół prowadzony przez Jana Żurka w Cygańskim Lesie szlifował formę przed startem rundy wiosennej. Pobyt byłego szkoleniowca m.in. bielskiego Podbeskidzia na terenie Centrum Sportowo-Szkoleniowego w Cygańskim Lesie był okazją do rozmowy. jan zurek

SportoweBeskidy.pl: Przez niespełna sześć dni pana zespół korzystając z obiektów Rekordu przygotowywał się do drugiej części sezonu. Jak wyglądał harmonogram dnia? Jan Żurek: Znam ten ośrodek. Długo się nie zastanawiałem nad jego wyborem. Widzę, że się rozwija, oferuje coraz więcej możliwości. Praca jaką wykonaliśmy była typowa dla tego okresu. Treningi były bardzo intensywne. Zaczynaliśmy o 7:00, od 10:00 do 12:00 był drugi trening, od 15:00 do 17:00 trzeci, a o 21:00 rozpoczynał się ostatni. Zajęć było dużo, natomiast snu i czasu na odpoczynek niewiele. Do tego musimy dodać odprawy, które odbywały się niemal przed każdym treningiem. Obóz był krótki. Przyjechaliśmy do Bielska-Białej w określonym celu. Intensywność pracy, ze względu na ilość zajęć oraz obciążenia była bardzo wysoka.

SportoweBeskidy.pl: Jak pan ocenia warunki oferowane przez Centrum Sportowo-Szkoleniowe Rekord? J.Ż.: Plusem tego ośrodka jest jego lokalizacja. Bardzo blisko są góry, mieliśmy zajęcia w terenie. Na miejscu jest hala i boisko ze sztuczną nawierzchnią. Na siłownię i zabiegi odnowy biologicznej dojeżdżaliśmy. Obsługa i opieka była na wysokim poziomie. Ja byłem zadowolony, zawodnicy także. Odbyliśmy spotkanie z prezesem Szymurą. W tym miejscu jest klimat do uprawiania sportu.

SportoweBeskidy.pl: Z zespołem w Bielsku-Białej trenowali m.in. Dawid Ogrocki oraz Juraj Dancik. Obrońca Podbeskidzia dołączył od pana drużyny w trakcie zgrupowania. Jakie szanse na angaż ma wspomniana dwójka? J.Ż.: Testowałem w okresie grudnia kilku zawodników. Wśród nich był Ogrocki. Trenował z nami w styczniu, był na obozie. Zaprezentował się z dobrej strony. Dancik dołączył do nas późno. Trenował i grał ostatnio z trzecioligowymi rezerwami. Widać, że ma pewne braki motoryczne, ale to piłkarz posiadający określone umiejętności. Będziemy mu się jeszcze przyglądać.

SportoweBeskidy.pl: Mówiło się także o zainteresowaniu Janem Urbanem, byłym zawodnikiem Podbeskidzia. J.Ż.: Był taki temat. Byliśmy zainteresowani Urbanem. Prowadziliśmy jednak wcześniej rozmowy z Mariuszem Zganiaczem. Nie chcieliśmy dublować sytuacji. Walczyliśmy do końca o pozyskanie Mariusza, który z wielu względów pasował nam do koncepcji. Możemy powiedzieć, że dopięliśmy swego. Podpisał z nami kontrakt, dlatego Urban nie zagra w GKS-ie. 

SportoweBeskidy.pl: W sezonie 2004/2005 prowadził pan bielskie Podbeskidzie. Wraz z pańską osobą to klubu trafili zawodnicy z "nazwiskami" - Adam Kompała, Grzegorz Pater, czy Paweł Sibik. Drużyna miała walczyć o awans do Ekstraklasy. J.Ż.: Podobała mi się wizja działaczy. Chcieli powalczyć o awans. Udało mi się sprowadzić dobrych zawodników. To była ciekawa drużyna. Przegraliśmy rywalizację o baraże z Widzewem. Wtedy Podbeskidzie było innym klubem. Nie było tak dobrze zorganizowane jak teraz, pojawiały się problemy związane z płynnością finansową. Drużyna po sezonie praktycznie się rozsypała. Najlepsi zawodnicy odeszli. Uważam, że to był zły krok. Można było raz jeszcze zagrać o awans. Do rozgrywek przystąpił zupełnie inny zespół.

SportoweBeskidy.pl: Stosunkowo niedawno prowadził pan grającą obecnie w IV lidze Iskrę Pszczyna, następnie była III-ligowa Piotrówka. Obecnie ponownie jest pan na szczeblu centralnym. Na jakie istotne różnice w pracy na różnych poziomach zwróciłby pan uwagę?  J.Ż.: To są dwa światy, pracuje się inaczej, ale w IV lidze również gra się w piłkę nożną. Pracowałem z Iskrą jeszcze w V lidze, wywalczyliśmy awans do IV. Musiałem dostosować się do innych warunków, do piłkarzy, który grę łączą z pracą. Byłem dla nich pełen podziwu. Często w zawodowej piłce zawodnicy zarabiają duże pieniądze, ale na boisku nie prezentują odpowiedniego zaangażowania. Piłka nożna jest wszędzie. Najczęściej pracowałem z zespołami ekstraklasowymi, ale zaczynałem jako opiekun juniorów i rezerw. Później byłem trenerem w ówczesnej II lidze. Trzecioligowa Piotrówka to bardzo specyficzna drużyna złożona w dużej mierze z obcokrajowców. Wspominam ten zespół bardzo miło. W każdym klubie, na każdym poziomie powiększałem bagaż doświadczeń. Uśmiecham się, gdy trenerzy mówią o tym, że nie boją się żadnej pracy. Ja kocham swój zawód. Jestem tam, gdzie mnie potrzebują.

SportoweBeskidy.pl: Grubo ponad 20 lat pracuje pan w zawodzie... J.Ż.: Wydaje mi się, że jestem w bardzo dobrym wieku dla trenera. Posiadam swoją wiedzę, a przy tym ciągle ewoluuje, ciągle szukam. Piłka nadal jest moją pasją. Na każdym poziomie trzeba się dostosować do warunków. W naszym kraju bardzo szybko trenerów się winduje, szybko także zwalnia. Szkoleniowców do wzięcia jest bardzo dużo, takie są realia rynku pracy, nie tylko w futbolu. Rola trenera jest odpowiedzialna, praca ciężka. Nie zawsze wyniki świadczą o tym czy ktoś jest dobrym trenerem. Ważna jest własna wizja, jej realizacja, wpływ na rozwój zawodników.

SportoweBeskidy.pl: Infrastruktura jest coraz lepsza, pieniędzy w naszej piłce coraz więcej. Wyników na arenie międzynarodowej jak nie było, tak nie ma. W czym tkwi problem? J.Ż.: Infrastruktura się poprawiła. Dzięki temu dzisiaj trenuje się inaczej, mamy bazy treningowe, sztuczne i oświetlane boiska. To bardzo poszerza nasz warsztat pracy. Możemy więcej czasu poświęcić na aspekty stricte piłkarskie. Kiedyś, głównie zimą, był z tym duży problem. Talenty rodzą się wszędzie. Praca z młodzieżą w klubach wygląda coraz lepiej, ale do zrobienia jest sporo. Ameryki nie odkryję. Jeśli ma być lepiej, musimy rozpocząć od dołu, od profesjonalnego szkolenia. Mówi się, że najlepsi trenerzy powinni pracować z dziećmi i młodzieżą. Często tak nie jest, m.in. ze względu na finanse. Kolejne grupy, które rządzą naszą piłką robią w tym kierunku za mało. Takie kraje jak Niemcy, Francja czy Hiszpania przechodziły przez kryzysy. Postawiły na rozwiązania systemowe przy wsparciu państwa, polityków. Dzisiaj te federacje czerpią z tego profity. Jest to proces złożony, ale niezbędny.

SportoweBeskidy.pl: Akumulatory w Bielsku-Białej pana podopieczni naładowali. Dokąd mają na nich dojechać? J.Ż.: W Tychach, podobnie jak w Bielsku powstaje nowy stadion. W czerwcu powinien być oddany do użytku. Jeśli chodzi o cel, to chcemy na nim w przyszłym sezonie grać w I lidze. Końcówkę jesieni mieliśmy niezłą, wydostaliśmy się z samego dna. Jestem doświadczonym trenerem. Wiem, że czeka nas zacięta walka o utrzymanie. Nikt nie będzie chciał spaść. Mam nadzieję, że jak najszybciej osiągniemy pierwszy cel. Myślimy bowiem o utrzymaniu, ale także następnym sezonie. Mamy plan całoroczny. Teraz zaczynamy budować, stąd obecne ruchy kadrowe. Po rundzie wiosennej ocenimy zespół, zobaczymy, w którym miejscu jesteśmy. Nowy sezon, to nowe rozdanie. Będziemy chcieli powalczyć o coś więcej nie teraz.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję. J.Ż.: Dziękuję. Korzystając z okazji chciałem pozdrowić wszystkich czytelników Sportowych Beskidów oraz sympatyków piłki nożnej.