SportoweBeskidy.pl: Trudno mówić o wielkim zaskoczeniu, że przestaje pan pełnić funkcję szkoleniowca MRKS-u, bo takie sygnały istotnie docierały. Nie takiego scenariusza oczekiwaliście przystępując do nowego sezonu...

Jarosław Kupis:
Przez półtora roku mojej pracy wykonaliśmy kawał dobrej roboty, której absolutnie się nie wstydzę. Szkoda, że nie znalazło to odzwierciedlenia w uzyskanych ostatecznie wynikach. Najbardziej żałuję jednej rzeczy. Pół roku temu uprosiłem zarząd, żeby skład drużyny był taki, a nie inny personalnie. Trafili do nas konkretni zawodnicy, na których zdecydowaliśmy się postawić. Klub poniósł więc wcale niemałe koszty. Niestety faktem jest dziś to, że nie udało się dotrzeć do niektórych zawodników i przekonać ich do tego, że piłka nożna to w pierwszej kolejności dążenie do zwyciężania, a nie fajna zabawa.

SportoweBeskidy.pl: A piłkarsko? Po meczach, w których nie wygrywaliście narzekał pan na szwankującą skuteczność.

J.K.:
Z naszej gry można być zadowolonym, bo w wielu meczach dominowaliśmy i narzucaliśmy przeciwnikom swój styl gry, choć każdy sprężał się na rywalizację z nami. Kreowaliśmy przy tym sytuacje, ale nie byliśmy w stanie ich wykorzystywać. Z drugiej strony każda porażka nie wynikała z tego, że rywale byli wyraźnie lepsi i nas „wyklepali”. Traciliśmy mnóstwo goli po fatalnych błędach indywidualnych, które były często następstwem braku odpowiedniej koncentracji. W piłce jest tak, że liczy się wynik, a tego w minionej rundzie MRKS nie osiągnął i doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

SportoweBeskidy.pl: Bardziej to pan zrezygnował z dalszej pracy w Czechowicach, czy to zarząd podziękował za współpracę?

J.K.:
Po ostatnim meczu z zespołem z Rybnika przekazałem zarządowi, że ocenę zacząć powinien od mojej osoby, bo to ja stworzyłem taką kadrę i wziąłem za to odpowiedzialność. Decyzję o rozstaniu nazwałbym więc obopólną.
 



SportoweBeskidy.pl: W klubie usłyszeliśmy raczej same superlatywy w kontekście pana pracy.

J.K.:
To cieszy, że takie słowa padły, ale niestety zwłaszcza w Polsce za wyniki odpowiada trener. Cóż z tego, że do gry trudno było się przyczepić. Gdybyśmy wykazali się większą skutecznością w samym tylko wykańczaniu sytuacji, to tej rozmowy zapewne by nie było, bo po prostu bylibyśmy w innym miejscu.

SportoweBeskidy.pl: 15 punktów straty do drużyn przewodzących stawce IV ligi śląskiej, grupy 2 to jednak przepaść. Nie byliście na tym samym poziomie, co ekipy z Bełku oraz Tychów?

J.K.:
Mecze z tymi drużynami były bardzo dobre w naszym wykonaniu. Z liderem zaczęliśmy grać po straconej bramce w 75. minucie i w przeciągu kwadransa wypracowaliśmy sobie 4 „setki”. Pozytywny wynik w tym meczu także zmieniłby pewnie przebieg rundy. Było jednak widać, że obrany kierunek pracy jest właściwy, a do przygotowania drużyny trudno mieć zastrzeżenia. Piłka nożna to gole, a nie wrażenia artystyczne. O tym również przekonało spotkanie z mocnymi rezerwami GKS-u, które zakończyło się bezbramkowo. Konkluzja jest taka, że piłkarsko od tych rywali w moim odczuciu na pewno nie odstawaliście.

SportoweBeskidy.pl: Skoro wykonaliście dobrą pracę, a trenera chwalą, to może jednak były problemy, które nie ujrzały światła dziennego, a miały kluczowy wpływ na wyniki poniżej oczekiwań?

J.K.:
Jest jedna święta zasada, którą wyznaję – to, co dzieje się w szatni, zostaje w szatni. Nie będę o tych sytuacjach, z którymi musiałem się zmierzyć za dużo mówił, ale pewne zdarzenia, jakie miały miejsce były dla mnie olbrzymim zaskoczeniem. Problemy swoje mieliśmy, choć przyznam, że po sezonie 2020/2021 byłem pełen optymizmu. Sądziłem, że gdy stworzymy zespół, który ostatecznie skompletowaliśmy pójdziemy do przodu. Życie to zweryfikowało.

SportoweBeskidy.pl: Czy z perspektywy czasu i minionej pracy w MRKS-ie zmieniłby pan coś?

J.K.:
Byłbym bardziej stanowczy w podejmowaniu pewnych decyzji personalnych.

SportoweBeskidy.pl: MRKS Czechowice-Dziedzice w obecnym kształcie ma potencjał na walkę o awans do III ligi? Wielu ekspertów takowy dostrzega...

J.K.:
Tak, pod warunkiem, że piłkarze, którzy w Czechowicach zostaną zrozumieją i dostrzegą potrzebę wygrywania. To drużyna mająca sporo jakości, według mnie na miejsce na podium IV ligi. Ale jak pokazał ostatni przegrany mecz ze mną w roli szkoleniowca trzeba wkładać w to, co się robi całe serce. Zaangażowania i charakteru brakować po prostu nie może.
Ze swojej strony bardzo serdecznie dziękuję całej drużynie i zarządowi. Sporo się nauczyłem jako trener MRKS-u i zebrałem tu kolejne doświadczenie.


SportoweBeskidy.pl: A z trenerem co dalej?

J.K.:
Będę miał teraz więcej czasu dla rodziny, dla moich córek i żony. A piłka? Zobaczymy co dalej. Człowiek pracuje tam, gdzie go chcą, wtedy to szansa, aby dalej się rozwijać.