- Zostawiasz zdrowie i i serce na boisku, niczym nie odstajesz od przeciwnika, a przegrywasz po tak kuriozalnej bramce. To niestety boli - przyznał niepocieszony po końcowym gwizdku sędziego trener Borów, Sebastian Gierat. 

 

Kibice zobaczyli dobre, jakościowe starcie, jeśli chodzi o piłkarskie walory obu ekip. Nie obfitowało ono jednak w zawrotną ilość sytuacji bramkowych. Mecz mógł się dobrze rozpocząć dla ekipy z Pietrzykowic, wszak w 2. minucie strzał Gabriela Duraja z dystansu świetnie obronił bramkarz Podhalanki. Chwil kilka później swojej szansy szukał Adrian Dobija uderzeniem po krótkim rogu. Po stronie zespołu z Milówki sytuacje odnotowali Patryk SemikMikołaj Franusik, jednak to Robert Orzeł znalazł remedium na otwarcie wyniku w 35. minucie. Uczynił to w sposób dość przypadkowy. Sam zawodnik wie najlepiej czy chciał dośrodkowywać, czy uderzać - niemniej piłka wpadła do siatki, a zdecydowanie lepiej w tej sytuacji mógł się zachować Wiesław Arast. 

 

Wynik 1:0 utrzymał się do końcowego gwizdka arbitra. Bory po przerwie miały znaczną, optyczną przewagę. Byli bardzo groźni poprzez oskrzydlające akcje Grzegorza Szymika i Michała Motyki, jednak dobrze radziła sobie z nimi defensywa Podhalanki. nie dopuszczając pietrzykowiczan do klarowniejszej sytuacji po zmianie stron. Gospodarze również takowej sobie nie stworzyli w drugiej połowie. 

 

- Jesteśmy szczęśliwi, że udało nam się wygrać. To dla nas ważne trzy punkty w kontekście tego, co dzieje się w tabeli. Bory zagrały bardzo solidny mecz, szczególnie w obronie, ale uważam, że wygraliśmy zasłużenie - mówi trener Podhalanki, Adrian Kopiec.