Jedni przed przerwą, drudzy po niej
Zaległość z jesieni, odrobiona dziś w Skoczowie przez piłkarzy miejscowego Beskidu oraz Spójni Zebrzydowice, okazała się widowiskiem zapowiadającym emocjonujące ligowe tygodnie.
Konfrontacja miała swoje zupełnie inne oblicza, co odnosi się do zdobyczy bramkowych notowanych dziś przez Beskid i Spójnię. Co ciekawe, nic nie zwiastowało, że mecz będzie aż tak zacięty pod względem wyniku, gdy początkowe ataki skoczowian dały gospodarzom pożądany skutek. Już w 5. minucie bliski powodzenia był Marcin Jaworzyn, którego uderzenie wybronił Radosław Kalisz. W 16. minucie nic już ekipy z Zebrzydowic nie uratowało. Kalisz wypuścił piłkę, z czego skorzystał finalnie Mieczysław Sikora. Do grona strzelców dołączył niebawem Krzysztof Surawski. W 21. minucie bezbłędnie uderzył „z wapna”, na które arbiter wskazał po przewinieniu Sebastiana Nowaka względem Jakuba Krucka. Pewne i wysokie zwycięstwo Beskidu na inaugurację? Nic bardziej mylnego...
Po pauzie miejscowi znacznie z tonu spuścili, a na dodatek dopuszczali się kosztownych błędów. W 58. minucie strata przydarzyła się Konradowi Chrapkowi, a Pawłowi Kawikowi nie pozostało nic innego, jak zmusić Konrada Krucka do kapitulacji. Przyjezdni swoją szansę zwietrzyli i... w 63. minucie był już remis. Grzegorz Kopiec dośrodkował dokładnie z rzutu rożnego, a Tomasz Cedro znalazł drogę do siatki. Rezultat niniejszy utrzymał się do końcowego gwizdka i o tyle bardziej ucieszyć mógł piłkarzy z Zebrzydowic, iż groźniejsze akcenty ofensywne notowali podopieczni Bartosza Woźniaka. Strzały w kierunku „świątyni” Spójni kierowali m.in. Antoni Krzak czy Cezary Ferfecki, a najdogodniejszą okazję w 76. minucie zaprzepaścił Jaworzyn, który przegrał pojedynek z Miłoszem Śnieżkiem, zastępującym wtedy między słupkami kontuzjowanego Kalisza. Zebrzydowiczanie raz odnotowali groźny wypad, ale Kawik z Pawłem Pastuszakiem nie byli w stanie przechytrzyć defensorów Beskidu.