Całkowicie pod dyktando Sokoła Słotwina przebiegła premierowa odsłona meczu, w której goście zadali przeciwnikowi aż 3 ciosy. W 3. minucie strzelanie zainicjował Daniel Janoszek, który przymierzył z dystansu obok słupka. Podobnie uczynił w 24. minucie Michał Garncarczyk, oddający mocny strzał po zejściu z lewego skrzydła. Także w 33. minucie golkiperowi LKS-u przyszło wyjmować piłkę z bramki. Gola strzelił wówczas Kamil Urbaniec, lecz istotny był udział manewrującego kilku rywali Garncarczyka oraz dokładnie wrzucającego Damiana Stawickiego. – Nasze szybkie ataki robiły różnicę. Wysokie prowadzenie nie było przypadkowe, bo poza końcówką pierwszej połowy, gdy wkradło się w naszą grę trochę nerwowości, byliśmy zespołem lepszym – klaruje Przemysław Jurasz, grający szkoleniowiec skutecznego beniaminka „okręgówki”.

Pogórzanie nie dość, że we wspomnianym fragmencie popełniali błędy i ustępowali zawodnikom Sokoła pod względem agresywności, to jeszcze swoje okazje marnowali. Najlepsza, przy stanie 1:0, to obroniona przez Wojciecha Mroka próba Łukasza Hanzela i zawahanie Krystiana Stracha przy dobitce. Ale wraz ze startem drugiej połowy na murawie oglądaliśmy inne oblicze ekipy z Pogórza, a determinacja mogła przy odrobinie szczęścia i indywidualnych umiejętnościach spowodować, że cały dystans gospodarze zdołaliby „skasować”...

W 48. minucie pościg zapoczątkował Piotr Ćwielong, który zza „16” w swoim stylu wykonał rzut wolny. Miejscowi próbowali niezmiennie, coraz częściej też się odkrywali, ale w 85. minucie strzelili gola kontaktowego. Z autu futbolówkę wrzucił Piotr Basiński, głową przedłużył zagranie Krzysztof Kałuża, a golkipera przyjezdnych pokonał szczupakiem z 7. metra Ćwielong. W ciekawej końcówce obie drużyny mogły swój dorobek poprawić. Uderzenie głową Basińskiego na linii bramkowej złapał Mrok, z kolei spokój Sokołowi zagwarantować mógł Garncarczyk. Pominąć nie można także faktu kilku kontr słotwinian, którzy 3-krotnie do siatki trafiali, ale... za każdym razem w górę wędrowała chorągiewka sędziego liniowego.

– Próbowaliśmy uratować punkt i dla kibiców niewątpliwie było to atrakcyjne widowisko. Ale nam znów uciekły punkty – nadmienia Hanzel.