Środowy mecz w Puńcowie upłynął po myśli skoczowian, którzy do pauzy wypracowali sobie przewagę 2:0, realizując konkretny plan nakreślony przed szlagierową konfrontacją. – Unikaliśmy średniego pressingu, dzięki czemu przy otwierającym się przeciwniku mieliśmy czym straszyć z przodu. Efekt finalny jest taki, że bardzo cieszymy się z tego, co zaprezentowaliśmy oraz wyniku, bo robi on niewątpliwie wrażenie. Od niepamiętnych czasów Tempo tak wysoko na własnym boisku nie przegrało i to jeszcze w tak prestiżowym meczu, któremu towarzyszyły pewne dodatkowe emocje – przyznaje Bartosz Woźniak, szkoleniowiec Beskidu.

O odwrócenie losów potyczki gospodarze próbowali pokusić się tuż po powrocie na murawę z szatni. Strzelili gola kontaktowego, ale nie był to moment zwrotny. – Myśleliśmy, że zdołamy pójść za ciosem, ale niebawem nastąpiło zdarzenie decydujące. W sytuacji, która nie niosła ze sobą praktycznie żadnego zagrożenia straciliśmy bramkę na własne życzenie. Beskidowi mocno wychodziło to, co ma do zaoferowania najmocniejszego, a więc grę z kontry – klaruje Michał Pszczółka, trener Tempa, które przynajmniej tymczasowo zostało strącone z fotela lidera ligi przez GKS Radziechowy-Wieprz.

Czy presja nie była czynnikiem wpływającym na daleką od optymalnej dyspozycję miejscowych? – Każdy ją na swój sposób odczuwa, więc to też trzeba wziąć pod rozwagę. Ale przede wszystkim Beskid zagrał bardzo dobrze, za co należą się gratulacje – ocenia Pszczółka. W Skoczowie zaś daleko do euforii... – Wzięliśmy rewanż za porażki z jesieni, ale podchodzimy do tematu „na chłodno”. Cieszymy się, bo jest z czego, ale mamy i w sobie dużo pokory – komentuje Woźniak.

Bo jakkolwiek zwycięstwo ekipy ze Skoczowa sprawia, że batalia o mistrzostwo będzie ciekawsze, tak wciąż karty rozdaje w niej... Tempo. W bezpośrednich spotkaniach, a to te są decydujące w przypadku równej liczby punktów, oba zespoły wychodzą idealnie na remis. Beskid triumfował w Puńcowie 5:2, a mecz zakończony na boisku w Skoczowie wynikiem 3:2 dla przyjezdnych został zweryfikowany jako walkower. Ogółem rzecz ujmując puńcowianie mają dorobek o 9 goli korzystniejszy od swojego ostatniego konkurenta. Może się więc okazać na finiszu ligi, iż zdobyty w 90. minucie strzałem z rzutu karnego gol Rafała Adamka odegra olbrzymią rolę względem tego, kto zdobędzie latem awans do IV ligi śląskiej...