Kajetan Kajetanowicz w STREFIE WYWIADU: Każdy sezon był kolejnym szczeblem do pokonania
W naszej wtorkowej STREFIE WYWIADU gościmy dzisiaj sportowca wybitnego. Wszak Kajetan Kajetanowicz wywalczył pod koniec minionego roku tytuł Rajdowego Mistrza Europy. Kierowca urodzony w Cieszynie osiągnął życiowy sukces.
SportoweBeskidy.pl: Droga do największego sukcesu w karierze – Mistrzostwa Europy – dosłownie i w przenośni była zapewne długa i kręta. Jak się rozpoczęła? Skąd u pana pasja do samochodów i rajdów? Kajetan Kajetanowicz: Mój tata jest mechanikiem samochodowym, więc siłą rzeczy dorastałem trochę w „oparach benzyny”. Pierwsze metry za kierownicą robiłem jeszcze jako dziecko, a okazją do tego były cotygodniowe, niedzielne wyjazdy do babci. Po wyjściu z bloku rzucałem się biegiem do garażu, bo wiedziałem, że jak dotrę tam przed rodzicami, to będę mógł otworzyć garaż i wyjechać samochodem. To było dla mnie tylko kilka metrów, ale czekałem na te emocje przez cały tydzień. Rajdowego bakcyla złapałem, jak nietrudno się domyślić, na Rajdzie Wisły, którego trasa przebiegała rzut beretem od mojego rodzinnego Ustronia. Miałem wtedy może z 10 lat i oczywiście nie wybrałem się na odcinek specjalny sam. Zabrał mnie tam tata i zobaczyłem te ryczące samochody, prowadzone przez tych odważnych kierowców. Rajdówki były wtedy o wiele głośniejsze, więc po ich przejeździe ziemia aż drżała. Poczułem wtedy niesamowitą adrenalinę i wygląda na to, że się od tego uzależniłem. SportoweBeskidy.pl: Co było dalej... Pierwsze wyścigi, rajdy, pierwsze samochody? K.K.: Moim, a w zasadzie naszym pierwszym samochodem był Trabant 601, bo kupiłem go na spółkę z kumplem. Zapłaciliśmy za niego może z 50 zł, ale nie była to długoterminowa inwestycja. Eksploatacja trwała zaledwie tydzień, a potem go sprzedaliśmy. Bardzo chciałem zostać kierowcą rajdowym i w końcu – po wielu latach zbierania pieniędzy – kupiłem sobie… Fiata 126 p. Pracowałem na niego dwa lata i oczywiście przerobiłem go na rajdówkę. Byłem tak podekscytowany swoim pierwszym prawdziwym startem w rajdzie, tak bardzo chciałem od razu wygrać, że... przesadziłem i dachowałem. To nauczyło mnie pokory, ale i zmotywowało do pracy. Auto było mocno zniszczone, ale ja od razu zacząłem myśleć nad tym, jak je odbudować. Co prawda trwało to niemal rok, ale to myślenie zostało mi do dziś. Zdejmuję kombinezon po rajdzie, wchodzę pod prysznic i już myślę o kolejnym starcie. To mnie pcha do przodu. W kolejnych latach też musiałem zbierać fundusze praktycznie z rajdu na rajd, a każdy sezon był kolejnym szczeblem do pokonania. Wytrwale zaliczałem poszczególne etapy rajdowej drabinki - od Cinquecento, Seicento, Peugeota 106, Puchar 206 w 2005 r., aż przyszedł czas na auta 4x4 – Subaru, Mitsubishi i Forda. Każdy sezon, każdy samochód był dla mnie cenną lekcją. W ich trakcie nauczyłem się, że nasze działania mają sens tylko wtedy, gdy angażujemy się w nie na sto procent naszych możliwości, wkładając w to serce i pasję. Dziś cieszę się z tego, że moja droga do sukcesów była kręta i często wiodła pod górkę. Dzięki temu doceniam to, co osiągnąłem razem z ludźmi i firmami, które wspierały i nadal wspierają mój zespół.
SportoweBeskidy.pl: Cztery razy z rzędu zdobywał pan Rajdowe Mistrzostwo Polski, który tytuł „smakował” najbardziej? K.K.: Każdy z nich bez wątpienia był dla mnie czymś wyjątkowym. Z każdego bardzo się cieszyłem, ale nigdy ich nie wartościowałem. Po prostu mocno doceniałem to, że po raz kolejny miałem tą szansę i przywilej walki o miano najlepszego kierowcy rajdowego w Polsce. Największym sukcesem jest to, że mogę robić to, co kocham, czerpać przyjemność z jazdy nawet w chwilach zwątpienia czy totalnego zmęczenia.
SportoweBeskidy.pl: Kolejne wyzwanie przyniosło kolejny sukces. Wraz z pilotem Jarkiem Baranem zakładaliście przed Rajdem Janner walkę o tytuł Mistrza Europy? K.K.: Podeszliśmy do tego sezonu z pokorą – mierząc siły na zamiary, ale jednocześnie z wiarą w nasze możliwości. Ciągle chcę marzyć, wysoko stawiać sobie poprzeczkę i starać się ją w końcu przeskoczyć. Czy nasz udział w FIA ERC miałby sens gdybym sam nie wierzył w to, że stać nas na zdobycie tytułu? Przed sezonem 2015 byliśmy bogatsi o doświadczenia i wiedzę z debiutanckiego roku w mistrzostwach Europy. Sezon 2014 pokazał, jakie jest nasze tempo, gdzie się plasujemy, nad czym powinniśmy pracować i jak wykorzystać nowe doświadczenia. W 2015 r. nie kalkulowałem, nie zakładałem takich czy innych wyników. Skupiłem się ciężkiej pracy, potrzebnej żeby jak najlepiej wykorzystać szansę startów w FIA ERC. SportoweBeskidy.pl: Który z rajdów europejskiego czempionatu był najtrudniejszy i dlaczego? K.K.: Gdybym miał odpowiedzieć jednym zdaniem, to odparłbym „każdy!” Niełatwo to jednoznacznie i obiektywnie ocenić, bowiem rundy mistrzostw Europy są bardzo zróżnicowane. To z jednej strony powoduje, że rywalizacja w tym cyklu jest tak ciekawa, zarówno dla kierowców, jak i kibiców, a z drugiej strony – podnosi poziom trudności. Do każdego z rajdów trzeba się tak samo przygotować, a potem być maksymalnie skoncentrowanym, by cisnąć tak mocno, jak tylko się potrafi. Nie spodziewałem się jednak, że tak trudny będzie dla mnie Rajd Irlandii. Pierwszy raz rywalizowałem na tych bardzo szybkich, ale wąskich i podbijających asfaltach. Przyznam szczerze, że przed tą rundą nieco się psychicznie rozkleiłem, a to dlatego, że w Irlandii od dawna mieszka moja siostra. Przed rajdem odwiedziłem ją pierwszy raz od czasu jej wyprowadzki z Polski. To był czas przed świętami Wielkanocnymi i to rodzinne spotkanie sprawiło, że emocjonalny pancerz, który sobie „uszyłem” na ten rajd, został trochę nadwyrężony. Na odcinkach jechało mi się ciężko, ale trzymałem gaz w podłodze, bo bardzo zależało mi na dobrym występie w Irlandii. Także ze względu to ilu Polaków mieszka na wyspach. Ostatecznie w debiucie na nowym terenie uplasowaliśmy się zaledwie 6,4 sekundy za rywalem, który na irlandzkich asfaltach zaczynał swoją przygodę z rajdami. Tak zacięta i równorzędna rywalizacja sprawiła mi mnóstwo frajdy.
SportoweBeskidy.pl: Apetyty rośnie w miarę jedzenia... Jakie ma Pan plany związane z rokiem 2016? K.K.: W sezonie 2016 będziemy chcieli jeździć jeszcze szybciej, być jeszcze bardziej skutecznym zespołem, pracować jeszcze ciężej i wykorzystywać każdy centymetr drogi w walce o najmniejsze ułamki sekund, a to dlatego, że będziemy bronić tytułu Rajdowych Mistrzów Europy. Za naszymi plecami z pewnością będzie liczna „grupa pościgowa”, czyli bardzo szybcy kierowcy, którzy będą niesamowicie zmotywowani do tego, by pokonać urzędującego mistrza. Obrona tak cennego trofeum, to nie tylko bardzo wymagające i odpowiedzialne zadanie, ale także przywilej i zaszczyt. To jednak nie jest nasz jedyny cel na sezon 2016. W tym roku mamy do wyboru 10 niesamowitych rajdów wśród zapierających dech w piersiach krajobrazach, ale nie o widoki tu chodzi, lecz o to by nieustannie się rozwijać. W każdej z rund możemy poprawiać swoje umiejętności i taki mamy zamiar. Chcę wracać z kolejnych rajdów jako lepszy kierowca. Czuję i wiem, że każdy w LOTOS Rally Team także chce się dążyć do perfekcji. W ten sposób napędzamy siebie nawzajem.
SportoweBeskidy.pl: „Kajetan Kajetanowicz w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Świata” – taki tytuł pojawi się kiedyś na łamach naszego portalu? K.K.: To jedno z marzeń, ale najważniejsze jest dla mnie to, by pozostać w zgodzie z samym sobą, czyli robić to, co kocham i w co wierzę, w sposób jakiego od siebie oczekuję. Chcę mieć świadomość, że niezależnie od tego gdzie i z kim się ścigam, to daję z siebie wszystko, by wykorzystać szanse jakie mamy.
SportoweBeskidy.pl: Jak pan ocenia kondycję polskich rajdów na tle Europy? Nie odnosi pan wrażenia, że jest to dyscyplina w naszym kraju mało popularna? Wszak zabrakło pana, po niewątpliwy sukcesie na skalę europejską, wśród nominowanych do tytułu Sportowca Roku nadawanego przez Przegląd Sportowy i TVP 1. K.K.: Każdy tego typu plebiscyt rządzi się swoimi prawami, to zrozumiałe, więc nie należy wyciągać pochopnych wniosków. Rajdy są wyjątkowo emocjonującą dyscypliną i nawet jeśli są mniej popularne niż na przykład piłka nożna, to grono rajdowych kibiców jest bardzo oddane tej dyscyplinie. A o tym czy rajdy samochodowe w Polsce są popularne czy nie, najlepiej świadczy fakt, że Polska to jeden z tych krajów, w których relacje z rund FIA ERC, emitowane w kanałach telewizji Eurosport, mają najwyższą oglądalność. I to nie wszystko – radio ERC, które nadaje relacje z odcinków specjalnych rund mistrzostw Europy, najwięcej słuchaczy ma właśnie nad Wisłą. Proszę mi wierzyć, że gdyby rajdy nie były u nas popularne, to LOTOS Rajd Polski nie byłby rundą WRC, a Rajd Rzeszowski nie wszedłby do kalendarza FIA ERC.
SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. K.K.: Dziękuję.