- Za nami fajny i wyrównany mecz. Rozegraliśmy dobre zawody i wcale na porażkę nie zasłużyliśmy. Myślę, że mieliśmy duże szanse na to, aby Kuźnię wyeliminować. Rywal wykorzystał jednak nasze błędy. Najbardziej żałujemy kontuzji, bowiem 3 zawodników musiało przedwcześnie opuścić plac gry - powiedział nam po końcowym gwizdku Krystian Papatanasiu, trener Błyskawicy. 
 
Spotkanie rozgrywane w ramach Pucharu Polski na Podokręgu Skoczów udanie rozpoczęli goście. W 22. minucie Kuźnia Ustroń objęła prowadzenie za sprawą Adriana Sikory. Po kilku minutach drogomyślanie wyrównali. Z 25. metra bardzo ładnym uderzeniem popisał się Dominik Loska, czym udało mu się zaskoczyć Jakuba Stachowiaka. Kolejne gole oglądaliśmy po zmianie stron. 
 
W 75. minucie IV-ligowiec ponownie prowadził - tym razem patent na Krzysztofa Michałowskiego znalazł wyróżniający się Cezary Ferfecki. - Na tego gola szybko odpowiedzieliśmy. Po rzucie z autu w polu karnym się "zakotłowało", o piłkę walczył Łukasz Góraczewski, ale ostatni dotknął ją rywal - opisuje Papatanasiu samobójcze trafienie Kamila Turonia. 
 
Wydarzenia boiskowe pozwalały myśleć, że w Drogomyślu kibice będą emocjonować się konkursem rzutów karnych. Ale nic z tego. Nieporozumienie bramkarza Błyskawicy z defensorami z zimną krwią wykorzystał Mateusz Wigezzi, zapewniając Kuźni awans do finału.