Wygrywając dziś żywczanki mogły przekroczyć dwucyfrową granicę punktową, a rywalkom będącym na przedostatnim miejscu w tabeli „odjechać” na 8 „oczek”. Sęk jednak w tym, że takie mecze „pod ciśnieniem” często bywają wyjątkowo trudne. Gospodynie swój rytm gry wrocławiankom narzucić zdołały, ale w sytuacjach podbramkowych brakowało postawienia kropki nad „i”. A niezłe szanse istotnie były, by wspomnieć słupek po kornerze Mitechu i strzale głową Katarzyny Wnuk. – Przeważaliśmy wyraźnie jeśli chodzi o posiadanie piłki i prowadzenie gry. Wyczekiwaliśmy natomiast skutecznej finalizacji, która jakoś nie nadchodziła – komentuje szkoleniowiec żywieckiej drużyny Robert Sołtysek.

Scenariusz wydarzeń po pauzie wyglądał niemal bliźniaczo. Żywczanki akcje konstruowały i wszystko wyglądało w ich wykonaniu bardzo dobrze do... „16” rywalek. Tu już szwankowała umiejętność dokonania właściwego wyboru przy podaniach otwierających drogę do bramki. Jednocześnie kilka razy groźnie z dystansu uderzały piłkarki AZS-u, czyhające też na swoje szanse przy stałych fragmentach. W 80. minucie futbolówka wreszcie w „świątyni” przyjezdnych wylądowała, ale zdaniem rozjemczyni spotkania piłka dograna przez Patrycję Rżany do Mai Stopki boiska opuściła. Kiedy remis wydawał się rozstrzygnięciem najbardziej realnym, w minucie 90. miejscowe wybornie skontrowały egzekwujące kornera zawodniczki AZS-u. Stopka „uruchomiła” Patrycję Wiśniewską, która na zakończenie indywidualnej szarży odegrała do swojej młodszej koleżanki. Tej nie pozostało nic innego, jak zapewnić Mitechowi zasłużone zwycięstwo, choć w okolicznościach tym razem nieco fartownych.

– Wreszcie szczęście było przy nas. Ale pomogliśmy w tym, bo mecz wybiegaliśmy i zdobyliśmy szalenie ważne punkty – zauważa trener Mitechu, odnosząc się do drugiego z rzędu zwycięstwa swoich podopiecznych.