Po raz drugi w tym sezonie z ławki rezerwowych usunięty został Sławomir Szymala. Szkoleniowiec LKS-u Bestwina znany jest z żywiołowych reakcji na boiskowe wydarzenia, co najwyraźniej arbitrom meczów ligi okręgowej się nie podoba. – Za pierwszym razem karę otrzymałem jak najbardziej zasłużenie, ale to, co stało się w Wiśle to jakiś absurd. Nie zasłużyłem ani na wyrzucenie mnie na trybuny, ani przyznane kary – mówi nam sam zainteresowany, który stosowne wyjaśnienia złożył, ale... – To chyba wcale nie jest brane pod uwagę. Decyzje sędziego są niepodważalne. Coraz częściej to święte krowy, wobec których żadnych konsekwencji nie wyciąga się. Najgorsze, że do sędziowania wypuszczani są młodzi arbitrzy, którzy zupełnie sobie nie radzą, a do tego prowokują trenerów i zawodników, używając niecenzuralnych słów. Robią zwyczajnie „pokazówkę”. Czy to normalne, że sędzia asystent zupełnie bez powodu zwraca się do zawodnika rezerwowego, czy trenera: „Do budy”? Inne zwroty kompletnie nie nadają się do zacytowania – grzmi Sławomir Szymala.

W podobnej sytuacji znalazł się Sławomir Białek, opiekun żywieckiej Koszarawy został ukarany za zachowanie podczas spotkania z Borami Pietrzykowice. W komunikacie BOZPN nawiązującym do tej sytuacji czytamy, iż „jako wychowawca i trener drużyny, nie powinien tak zwracać się zarówno do sędziego, jak i do zawodnika drużyny przeciwnej”. I w tym przypadku jakiekolwiek wyjaśnienia nic nie dały, trener swoje odpokutować musiał. – Sędzia podejmował fatalne decyzje, nie dostrzegając brutalnych fauli przeciwnika. Dziwię się, jak tak można postępować. My staramy się robić swoje, a potem przyjeżdżają panowie sędziowie i bardzo często przeszkadzają. Wszystko się im nie podoba, a nas traktują „z buta”. Moim zdaniem jest z tym coraz gorzej – żali się trener Białek, a zapytany o późniejsze wyjaśnienia zachowań trenerów w ferworze meczowej rywalizacji odpowiada: – Przecież wszyscy dobrze wiemy, że to i tak nic nie zmieni. Liczy się tylko to, co stwierdza sędzia...

Nie wkładając rzecz jasna wszystkich rozjemców do jednego „worka”, problem w istocie staje się bardzo poważny. – Sam kiedyś sędziowałem, więc temat doskonale znam. Jeśli sędziowie mają przyjeżdżać tylko po to, by zarobić parę złotych i jechać do domu, to nie ma to żadnego sensu. Jasne, że czasem nas ponosi, ale proszę mi wierzyć, że są sytuacje, w których nerwów na wodzy utrzymać się zwyczajnie nie da, a nasz wysiłek jest niszczony – kończy rozżalony szkoleniowiec ekipy z Bestwiny.