– Rywal dobrze się bronił, a my nie mogliśmy otworzyć wyniku mimo stworzonych sytuacji – tak o znacznej części meczu w Strumieniu mówi Michał Pszczółka, szkoleniowiec IV-ligowca z Puńcowa.

Drużyna broniąca trofeum zdobytego przed rokiem zmarnowała kilka niezłych szans, by wspomnieć o interwencjach bramkarza Wisły przy strzałach Tomasza Stasiaka. Po przerwie Tempo też nacierało. Pszczółka dograł do Jakuba Legierskiego, ale znów góra był świetnie dysponowany golkiper gospodarzy Bartosz Grabowski. Obok celu uderzali natomiast po stałych fragmentach gry Maciej RuckiArkadiusz Szlajss.

Piłkarze ze Strumienia sporadycznie próbowali się odgryzać. Wyprowadzali kontry, po których dochodzili do rzutów wolnych czy rożnych i tak usiłowali defensywę faworyzowanego przeciwnika sforsować. – W mojej ocenie stawiliśmy naprawdę mocny opór. Zabrakło kilku minut i doprowadzilibyśmy do rzutów karnych, a to już byłaby loteria – zauważa Krzysztof Dybczyński, szkoleniowiec Wisły. – Nasze warianty w obronie długo zdawały egzamin. Kosztowało nas to jednak dużo sił i w końcówce to też miało znaczenie. Podobnie wartościowe zmiany Tempa, w tym wprowadzenie Rafała Adamka dodaje trener miejscowych.

Konsekwencja i upór drużyny, która sięgnęła po puchar w poprzedniej edycji zmagań, została nagrodzona, gdy mecz zbliżał się ku końcowi. W 86. minucie Paweł Leśniewicz nie zdołał piłki skierować do siatki, ale przytomnie odegrał do Mikołaja Tobiasza, którego półwolej poszybował dokładnie tam, gdzie strzelec sobie tego życzył. W doliczonym czasie spotkania Szlajss „uruchomił” podaniem Adamka, który szansy na gola nie zaprzepaścił. Kto wie, jak losy awansu potoczyłyby się, gdyby nieco wcześniej w minucie 88. zamykający dośrodkowanie Łukasza Mozlera Jakub Rakus uderzył nieco precyzyjniej, aniżeli w boczną siatkę.